Ci, którzy leczą, mają powyżej 50, a nawet 60 lat. Młodych brakuje, bo nie chcą robić specjalizacji z chirurgii. Najgorzej jest w szpitalach powiatowych, które mają coraz większy problem z obsadą dyżurów.
– Ordynator oddziału chirurgii w naszym szpitalu ma ponad 60 lat, pozostali lekarze z wyjątkiem jednej osoby przekroczyli 50. rok życia. Ratujemy się dyżurami młodych lekarzy, którzy robią specjalizacje w szpitalach w Lublinie i Białej Podlaskiej, ale na ciągłość takiego wsparcia nie możemy liczyć – przyznaje Janusz Hordejuk, dyrektor szpitala w Parczewie.
Już ponad połowa polskich chirurgów przekroczyła 50. rok życia. To problem w całym kraju, w tym w województwie lubelskim. – W związku z brakiem nowej kadry na wielu oddziałach pracują specjaliści, którzy osiągnęli już wiek emerytalny. Nie odchodzą jednak na emeryturę, bo nie miałby kto leczyć pacjentów – przyznaje prof. Grzegorz Wallner, konsultant krajowy w dziedzinie chirurgii ogólnej i szef II Kliniki Chirurgii Ogólnej, Gastroenterologicznej i Nowotworów Układu Pokarmowego SPSK1 w Lublinie.
Zaznacza, że ten problem dotyczy przede wszystkim szpitali powiatowych. W województwie lubelskim – m.in. Parczewa, Dęblina, Lubartowa, Hrubieszowa, Biłgoraja, Świdnika, Bełżyc.
– Szpitale dosłownie „łatają dziury” braku własnej kadry posiłkując się specjalistami lub rezydentami, którzy na co dzień pracują w większych ośrodkach – mówi prof. Wallner. – Niektóre lecznice „podkupują” lekarzy, co jest kompletnie nieuzasadnione z ekonomicznego punktu widzenia, ale pozwala szpitalom terenowym zachować ciągłość pracy oddziałów chirurgii.
Skąd taki problem? – Chętnych na specjalizację z chirurgii jest jak na lekarstwo. To trudna specjalizacja, trwa 6 lat. Jednocześnie pacjenci są coraz bardziej roszczeniowi. Ponadto ostatnio wszedł w życie nowy przepis, który mówi o zaostrzeniu kar za nieumyślne błędy medyczne – wylicza prof. Wallner. Tłumaczy: – To na pewno nie zachęca do wyboru specjalizacji z chirurgii ogólnej, w której ryzyko obiektywnego wystąpienia zdarzeń niepożądanych jest wysokie.
W sesji wiosennej w całym kraju, w tym w Lubelskiem było ponad 400 wolnych miejsc rezydenckich na chirurgii. Jeśli luka pokoleniowa się utrzyma, a wszystko na to wskazuje, za kilka lat zabraknie chirurgów.
– Stwarza to zagrożenie dla pacjentów, bo ich bezpieczeństwo opiera się przede wszystkim na podstawowych specjalizacjach: ginekologii, pediatrii, internie i właśnie chirurgii ogólnej – tłumaczy prof. Wallner. – Wystarczy, że np. z powodu choroby będzie wyłączony z pracy jeden lub dwóch chirurgów i cały oddział przestaje pracować, bo nie ma jak obsadzić dyżurów.
Co za dużo, to niezdrowo
W Lubelskiem jest też problem ze zbyt dużym rozdrobnieniem oddziałów chirurgii. W tym momencie jest ich ok. 30, a powinno ich być o ok. 10 mniej. Według specjalistów co najmniej 800 zabiegów i operacji chirurgicznych w ciągu roku powinno być warunkiem koniecznym do funkcjonowania oddziału. Tymczasem ok. jedna czwarta oddziałów chirurgii w województwie lubelskim wykonuje mniej, nawet poniżej 500 operacji rocznie.