Hanka - prząśniczka uśmiecha się przez Bug do mieszkańców białoruskiego Podłuża z wielkiego muralu, jaki powstał na ścianie dawnego posterunku policji.
- 70 metrów kwadratowych naszego nadbużańskiego pejzażu, naszej tradycji, naszego dziedzictwa - mówi Grażyna Kowalik, wójt gminy i sprawczyni całego malarskiego zamieszkania we wsi. - Chcieliśmy ożywić naszą miejscowość, bo przecież fajnie jest, idąc ulicą, popatrzeć na kolorowy obraz, a nie szaro-bury blok. To taka pocztówka, charakterystyczny punkt, wspomnienie z Hanny.
Hanna jest małą, gminną wsią w powiecie włodawskim, malowniczo położoną w widłach małej rzeczki Hanki. Sporo tu Hanek w nazwach, ale to dlatego, że całą okolicę tak nazwano wieki temu, bo - jak upierają się historycy - właśnie tędy podróżowała na Ruś Anna Jagiellonka i pozwoliła mieszkańcom nazwać osadę swoim imieniem. A tutejsi już szybko zrobili z Anny Hankę i tak już zostało. Teraz wieś to siedziba gminy i prężny ośrodek kultury.
Centrum za 8,5 miliona
W Hannie działa się z rozmachem: tu nikt się nie bał w 2017 roku napisać projektu „Nadbużańskie zabytki architektury drewnianej w gminie Hanna - ochrona i udostępnianie” na 8,5 miliona złotych i tak powstało Centrum Religijno-Zabytkowe. Wyremontowano drewniany kościół z pierwszej połowy XVIII w. i przebudowano szkołę tak, żeby pomieściła galerię sztuki ludowej. Nie było łatwo, z małego budżetu 3.5 tysięcznej Hanny trzeba było odłożyć 15 proc. wartości projektu i jeszcze przekonać proboszcza parafii, żeby okresowo przekazał świątynię gminie, bo inaczej pomysł by upadł.
A na koniec, gdy wydawało się już, że wszystkie sprawy zostały załatwione, okazało się, że nie ma kto projektu poprowadzić. Stanęło na tym, że menedżerem został syn wójt Grażyny Kowalik, Hubert. Sporo się przy tym wójt natłumaczyła, że poszukiwała innego kandydata na to stanowisko, że rozmawiała w tej sprawie z pracownikami gminy i z radnymi i z mieszkańcami, ale nikogo nie znalazła i dobrze, że jej syn się zgodził. Projekt ruszył z kopyta.
Propozycja
- Hanna zmienia się w oczach. Remonty, poprawialiśmy elewacje, pisaliśmy projekty. Centrum miejscowości zmieniło się nie do poznania. Z wyjątkiem budynku po posterunku policji - mówi Grażyna Kowalik. - Teraz to budynek mieszkalny. Ale jego ściana szczytowa była szara i brzydka. Postanowiłam to zmienić. Pomysł był taki, że zamiast ruinę tynkować, ściana świetnie nadaje się na działanie artystyczne.
- To było kompletne zaskoczenie. Nigdy bym się nie spodziewała, że ktoś z drugiego końca Polski złoży mi taką propozycję - wspomina muralistka Maria Szulc z Poznania. - Przyznam, że po pierwszej wymianie zdań zerknęłam na mapę, żeby zobaczyć, gdzie jest Hanna. Jak się okazało, Hubert Kowalik skontaktował się ze mną po tym, gdy dowiedział się, że jestem współautorką znanego murala 3D zrealizowanego na Poznańskiej Śródce.
A o tym muralu mówił cały świat, bo obskurna ściana stała się z dnia na dzień wizytówką Poznania, do której ciągnęły tłumy turystów. Z zachowanych zdjęć dawnej Śródki i na ich wzór artyści wymalowali kilka kamieniczek z użyciem przestrzennej iluzji. Tak powstała „Opowieść śródecka z trębaczem na dachu i kotem w tle”.
Plan
- Nie ukrywam, że byłam nieco zaskoczona po tym, jak sprawdziłam, gdzie dokładnie mieści się Hanna, a to ponad 500 km od mojego Poznania, ale z drugiej strony lubię wyzwania - opowiada Maria Szulc. - W efekcie do Hanny pojechaliśmy rodzinnie, w trójkę: z mężem i rocznym synkiem.
A tam już wszystko na muralistę czekało. Jeszcze w 2019 roku Gminny Ośrodek Kultury i Sportu złożył wniosek o dofinansowanie, który przeszedł i gmina dostała fundusze. - Złożyło się tak, że pieniądze były i na mural i na warsztaty malarskie. Teraz trzeba było się wziąć za robotę - mówi wójt Kowalik.
- To był koniec lipca, a plan był ambitny: planowaliśmy wykonać prace na ścianie, która ma 70 mkw. maksymalnie w tydzień, co dla nas, świeżych rodziców, było dość odważne, bo nasz syn ma niecały rok. I tak się złożyło, że tego lata mąż pomagał mi w pracach związanych z muralem, a syn w Hannie stawiał pierwsze kroki - opowiada Maria Szulc.
Prząśniczka
Ponieważ mural miał przedstawiać motyw nadbużańskiej wsi, Szulc zaczerpnęła inspiracje z dawnych zdjęć i pocztówek z regionu oraz z malarstwa Józefa Chełmońskiego i Leona Wyczółkowskiego. I tak Hanka, prząśniczka, trafiła na ścianę skąpana w blasku zachodzącego słońca. W tle widać nadbużańską Hannę i rzekę Bug. Kompozycję dopełniają motyle, które podkreślają motyw przemijania. Romantyczne przedstawienie polskiej wsi świetnie się wpisuje w miejsce, w którym się znajduje.
- Z malowaniem udało się uporać w 6 dni, dzięki wielkiej pomocy gospodarzy w Hannie. Wójt Grażyna Kowalik zorganizowała dla nas nocleg w jednym z dawnych drewnianych nadbużańskich domków, gdzie się stołowaliśmy, mogliśmy też liczyć na pomoc opiekunki do dziecka - mówi Maria Szulc. - Dodatkowo, na chacie, w której nocowaliśmy, powstał na podstawie fotografii Żniwa w Dołhobrodach z 1948 roku.
- To nasza Hanka - prząśniczka, która z kołowrotkiem przysiadła na skrawku nadbużańskiej łąki - mówi wójt Grażyna Kowalik. - Resztę zobaczycie w centrum Hanny. Zapraszamy.