ROZMOWA z Edytą Tkaczyk, prezeską zarządu centrum handlowego E.Leclerc Lublin Zana.
Pamiętam tłumy, które przyszły na otwarcie pierwszego w Lublinie hipermarketu i pamiętam, że wszyscy klienci wychodzili z bagietkami. Wciąż są tłumy i bagietki?
– Tłumów nie ma, chociaż na brak klientów nie narzekamy. A na bagietki zawsze jest moda. Rzeczywiście byliśmy w Lublinie i w regionie pierwszym sklepem tego formatu. Pierwszych klientów zaprosiliśmy 27 marca 1998 roku. 25 lat temu rozpoczęłam swoją przygodę z E. Leclerc. W 2009 r. zostałam dyrektorką, a w 2015 r. w pełni świadomie podjęłam się prowadzenia firmy na stanowisku prezesa. To pokazuje, że awans wewnętrzny w naszej sieci nie jest fikcją. Zresztą wielu moich kolegów na podobnych stanowiskach w Polsce również przeszło taką ścieżkę zawodową.
Czy osoby, które pracę zaczynają teraz również mają szansę na taką ścieżkę awansu?
– Na pewno 25 lat temu było łatwiej, bo struktury kadry kierowniczej trzeba było budować od podstaw. Oczywiście pracownicy mają szanse rozwoju kariery i awansu. Nie jesteśmy typową siecią franczyzową. Najlepszym dowodem na to, jest to, że aktualnie w zarządach pięciu sklepów E. Leclerc zasiadają osoby, które rozpoczynały pracę w nasz ym hipermarkecie.
ZŁOTA SETKA 2022 - POBIERZ PEŁNY RANKING NAJLEPSZYCH FIRM LUBELSZCZYZNY
Czy pierwszy tak duży sklep w mieście ma łatwiej, czy trudniej, gdy wokół niego powstają kolejne markety?
– Pierwszy duży sklep ma zazwyczaj łatwiej w początkowej fazie działalności, ponieważ posiada monopol na pewną część rynku. Jednak z czasem, kiedy powstają kolejne sklepy jest coraz trudniej, bo musi z nimi konkurować i utrzymywać swoją pozycje. Dlatego musi stale ulepszać swoją ofertę, dbać o jakość usług oraz zwiększać swoją widoczność i zasięg marketingowy. W tej chwili sklepów wielkopowierzchniowych jest bardzo dużo, ale zawsze byłam zwolenniczką konkurencji. Ona sama w sobie nie jest zła, bo pobudza do rozwoju i motywuje do działania. Oczywiście nie jest to jednak bez znaczenia dla wyniku ekonomicznego. Mam tu na myśli przede wszystkim dyskonty, które bardzo dynamicznie się rozwinęły w Polsce, w naszym regionie i dalej prowadzą ekspansję. Oferują one jednak bardzo ograniczoną gamę produktów, co stanowi dla nas szansę. Naszą przewagą nad dyskontami jest także to, że oprócz hali sprzedaży posiadamy galerię handlową. W niej znajduje się wiele punktów usługowych takich jak pralnia, zakład krawiecki i szewski. Musimy szukać swojego miejsca i odpowiadać na potrzeby konsumentów. Warto jednak powiedzieć, że hipermarket nie jest już tak popularnym formatem jak wcześniej Od lat widzimy zarówno w Europie, jak i w Polsce, zmiany w kierunku supermarketów czy miękkich dyskontów. Dlatego E.Leclerc przy Zana nie jest już typowym hipermarketem, w którym robimy zakupy raz na tydzień. Naszym celem jest zaspokajanie codziennych potrzeb zakupowych i tak też jesteśmy przez naszych klientów postrzegani.
Dzieje się tak mimo że powierzchnia sklepu znacznie odbiega od „wzorca” codziennego sklepu?
– Wielkość naszego sklepu może sprawiać wrażenie, że zakupy zabierają dużo czasu, ale tak nie jest. Staramy się wprowadzać różne udogodnienia, tak żeby zakupy były szybkie i wygodne. W przypadku mniejszych sklepów dyskontowych ceny są niskie, ale dużo mniejszy jest też dostępny asortyment. Klienci często nie kupią tego, co chcą i muszą odwiedzić kilka placówek. U nas tanio można kupić wszystko łącznie z produktami wegańskimi czy ekologicznymi, których w dyskontach często nie ma.
Jubileusz to czas podsumowań. Jak się zmienił handel w ciągu 25 lat?
– Handel 25 lat temu to zupełnie inna epoka. Zmieniło się praktycznie wszystko. Obecnie korzystamy z nowych technologii, takich jak kasy samoobsługowe, aplikacja mobilna, systemy monitorowania zapasów aby zapewnić szybsze i bardziej efektywne obsługiwanie klientów. Rynek na pewno się zglobalizował. W tej chwili można kupić produkty z całego świata, aby zaspokoić zmieniające się potrzeby klientów. Zmienił się sposób prezentowania produktów. Dziś stawia się na bardziej otwarte regały, bardziej atrakcyjne opakowania itp. Inny jest także model biznesowy. Sklepy coraz bardziej skupiają się na działaniach online i zakupach internetowych, co umożliwia klientom wygodne i szybkie zakupy z dostawą do domu. Jednak największe zmiany nastąpiły w ostatnich latach, a wywołane zostały przez pandemię, wojnę w Ukrainie, czy wysoką inflację. Myślę, że ten okres pokazał przede wszystkim to, że wygrywają marki, które są elastyczne i w których okres decyzyjny jest skrócony. Tylko to pozwala szybko dostosowywać się do zmieniającej i nieprzewidywalnej rzeczywistości. Nie ukrywam jednak, że wielu rzeczy nie przewidziałam. Wcześniej nie przyszłoby mi do głowy, jak bardzo geopolityka przekłada się na prowadzenie biznesów.
W jaki sposób konkretnie te wydarzenia wpłynęły na działalność sklepu?
– Podczas pandemii towarzyszyła nam niepewność wśród pracowników i działanie pod wpływem stresu i presji. Wydarzenia te miały też wpływ na decyzje zakupowe. Klienci bardziej szukali produktów lokalnych i ekologicznych. Zwiększone było zapotrzebowanie na płyny dezynfekujące, papier toaletowy, maseczki i żywność o długim terminie przydatności. Niektórzy robili zapasy. Inni w ogóle rezygnowali z odwiedzania sklepu. Dlatego wprowadzaliśmy możliwość zakupów online. Mówiąc już o samej wojnie, to z nią związane są większe zakupy wykonywane na rzecz uchodźców, ale też częściowo związany z nią jest wzrost kosztów utrzymania działalności dotyczący, m.in. cen prądu czy gazu. Trudno w takiej sytuacji robić wiążący plan biznesowy. Kolejne zachowania zakupowe związane są z inflacją. Widzimy spadek sprzedaży w ilościach produktów. Zakupy są bardzo przemyślane i ostrożne. Klienci zwracają też dużą uwagę na okazje cenowe. Nie możemy sobie pozwolić na to, żeby w wiodących kategoriach nie było promocji. Dlatego na bieżąco badamy potrzeby konsumentów, sprawdzamy co jest dla nich ważne i reagujemy w czasie rzeczywistym.
Klienci skarżą się na podwyżki cen?
– Podwyżki cen wpływają na budżety domowe i standard życia wielu klientów. Ludzie często ich nie rozumieją i uważają, że odpowiedzialność za nie ponosi tylko sprzedający. W rzeczywistości cena, którą widzimy na półce to pochodna wielu czynników takich jak: koszty produkcji, personelu, czy też transportu. Współpracujemy z naszymi dostawcami i staramy się uzgadniać jak najlepsze warunki zakupu towarów po to, aby nasi klienci jak najmniej odczuli skutki inflacji. Często nie jest to łatwe, ale na szczęście nasze działania doceniają kupujący i nie widzimy spadku ich liczby. Dzieje się tak być może także dlatego, że jesteśmy otwarci na ich potrzeby. Jesteśmy otwarci na sugestie naszych klientów dotyczące tego, co sprzedajemy. Nie mamy sztywnej listy asortymentowej.
A jakie plany macie państwo na następne 5 lat?
– Plany mamy, ale z uwagi na niespokojny rynek nauczyliśmy się także mieć plan B. O konkretach będziemy informować, gdy będą wchodzić wżycie. Mogę za to powiedzieć, że niedawno zmieniliśmy stronę internetową sprzedaży online. To kierunek, w którym chcemy budować sprzedaż. W 2022 roku sprzedaż produktów spożywczych przez Internet w Polsce to 2,5 procent całego wolumenu artykułów sprzedażowych. Prognozy do rok 2026 mówią, że będzie to 4,5 procent. Istotna w ofercie handlowej jest także dostępność produktów od lokalnych producentów. Mimo wielu wyzwań odpowiadamy na potrzeby konsumentów zarówno w kontekście dostępności, jak i cen oferowanych produktów i zamierzamy to kontynuować.