9-letni Oliver kilka miesięcy temu przeszedł operację usunięcia guza mózgu. Okazało się, że to nie koniec walki z chorobą. Przerzuty złośliwego rdzeniaka zmuszają lekarzy i rodziców do szukania środków na skuteczną terapię.
- Cały czas próbuje być pozytywnie nastawiony. Oczywiście, ma chwile słabości, mówi rzeczy, których dziewięciolatek nie powinien musieć mówić, na przykład: „Tato, boję się, że umrę”, albo mówi do mamy: „Mamo, jak obiecasz, że nie będziesz płakać, to ja wyzdrowieję i wszystko będzie dobrze” – przywołuje Michał Stachura.
Matka 9-latka mocno przeżywa chorobę syna.
- Stara się jak może, próbuje oswoić się z sytuacją, ale jest zdruzgotana. Żadna matka łatwo nie przeżyje takiej informacji, próbuje jak najlepiej pomóc Oliverkowi – mówi pan Michał.
Guz mózgu
Oliver jest pacjentem Centrum Zdrowia Dziecka.
- Diagnoza pojawiła się 21 czerwca. Sytuacja była taka, że bawił się w przydomowym basenie, wyszedł i zwymiotował. Na początku jedyne objawy, jakie miał, to były poranne wymioty – wskazuje pan Michał. I dodaje: - Trafiliśmy do szpitala w Kielcach, wykonano tomograf i wynik był druzgoczący. Był to guz mózgu 3 na 4 centymetry. Jeszcze tego samego dnia Oliver został przewieziony karetką do Centrum Zdrowia Dziecka. Uznano, że to pilny przypadek, bo cztery dni później przeszedł operację usunięcia guza. Operacja się udała, została uznana za pomyślną, guz został usunięty niemalże w całości. Natomiast została wdrożona procedura chemioterapii i po każdej chemioterapii Oliver miał duże powikłania. Od kilku miesięcy żona mieszka z synem w szpitalu.
Niestety, chemioterapia nie przyniosła oczekiwanych skutków, u Olivera pojawiły się przerzuty nowotworu.
- Okazało się, że Oliver ma rozsiew, czyli przerzuty do mózgu i rdzenia kręgowego na wysokości płuc. Lekarze proponują radioterapię oraz w zależności od reakcji, dalsze leczenie. A my na własną rękę konsultujemy ewentualne leczenie w Stanach. Jeżeli okaże się, że może wyjechać na zagraniczne leczenie do klinik np. w USA, to sami musimy na to uzbierać środki. Są to procedury nierefundowane. Koszty są oczywiście olbrzymie, przekraczające możliwości zwykłego człowieka – podkreśla ojciec 9-latka.
Potrzebna pomoc
Chłopca wspiera cała rodzina, która wciąż żyje nadzieją na wyzdrowienie Olivera.
- Czekam aż wróci i wyzdrowieje, długo go nie ma i tęsknię – mówi brat Olivera.
- Priorytetem jest nasz Oliver, nie możemy pozwolić mu odejść – zaznacza babcia 9-latka.
Nauczyciele, rodzice oraz uczniowie szkoły, do której uczęszcza Oliver, zorganizowali zbiórkę na leczenie chłopca. Do akcji można przyłączyć się poprzez media społecznościowe.
- O chorobie Olivera dowiedzieliśmy się na koniec roku szkolnego, wtedy kiedy szliśmy po świadectwa - Oli jechał na salę operacyjną. Było to dla nas bardzo traumatyczne przeżycie. Czekaliśmy wszyscy na sygnał ze szpitala, jaki jest stan Olivera – opowiada Katarzyna Chwiećko, wychowawczyni klasy Olivera. I dodaje: - Zrobiliśmy piękne laurki, wszystko przekazaliśmy do taty Olego, żeby mu to udostępniono. Wzruszył się, widząc to wszystko. Sam nie mógł odebrać świadectwa z wyróżnieniem, a jest bardzo dobrym uczniem, wzorowym. Przeżywamy to bardzo i czekamy na jego powrót.
- Jak tylko okazało się, że jest chory, postanowiliśmy działać pełną parą. Pomogłyśmy rodzicom w dołączeniu do Siepomaga i fundacji „Zobacz mnie”, jest podopiecznym obydwu. Wszyscy angażujemy się, jak tylko możemy. Odzew jest ogromny, angażują się też dzieci, proszą, żeby wystawiać ich zabawki na licytację – mówi Martyna Jarosińska.
- Siłę daje nam to, że jest szansa, żeby go uratować – podkreśla pan Michał.
Przed Oliverem długa terapia, rodzina chłopca liczy się z każdym scenariuszem, dlatego zbiera pieniądze. Być może będzie konieczne, kosztowne leczenie za granicą. Jeśli zebrana kwota nie zostanie wykorzystana na terapię dla Olivera, pieniądze będą przeznaczone na leczenie innego chorego dziecka.Historię Olivera poznali państwo dzięki zgłoszeniu w busie #tematdlauwagi. W czwartek nasz bus odwiedzi Szczytno.