Motor nie musi szukać sobie na razie nowego szkoleniowca. Dymisja trenera "żółto-biało-niebieskich” Tadeusza Łapy nie została przyjęta wczoraj przez prezes Agnieszkę Smreczyńską-Gąbkę.
Odejście trenera zostało jednak odsunięte w czasie, przynajmniej do połowy listopada. Choć jeszcze wczoraj przed południem zapowiadało się, że będzie zupełnie inaczej. – Nie zamierzam zmieniać decyzji, jest ona nieodwołalna – powiedział nam Tadeusz Łapa.
– Nie wierzę, że zachowanie kibiców się zmieni. Przyjdzie kolejny mecz i znów będę słyszał wyzwiska pod moim adresem. A na to nie mogę sobie pozwolić.
Po południu szkoleniowiec spotkał się z szefową Motoru, która za wszelką cenę chciała go zatrzymać. I to jej się udało. Rozmowa była bardzo krótka, ale konkretna. – Moja dymisja nie została przyjęta, we wtorek poprowadzę trening z piłkarzami – potwierdził Łapa.
Mocnym argumentem w rękach Smreczyńskiej-Gąbki był podpisany przez niego kontrakt. Mógł on swobodnie odejść tylko w przypadku jej zgody na rozwiązanie umowy za porozumieniem stron. Zerwanie stosunku pracy przez szkoleniowca nie wchodziło w rachubę, bo musiałby się on wówczas liczyć z sankcjami.
– Motor w ostatnim czasie boryka się z dużymi problemami. Nie chciałem być złośliwy i działać wbrew wszystkim tym, którzy chcą jednak coś pozytywnego zrobić dla tego klubu. Dlatego zmieniłem decyzję i przystałem na propozycję zarządu – tłumaczy trener Łapa.
– Ze swej strony postaram się zdyscyplinować kibiców, bo chciałabym, aby szacunek wobec ludzi był wartością Motoru Lublin – dodaje Agnieszka Smreczyńska-Gąbka.
Dziś po południu w klubie z Al. Zygmuntowskich odbędzie się kolejne ważne spotkanie, na którym zapadnie decyzja dotycząca przyszłości samej prezes Motoru. Zbiorą się na nim członkowie rady nadzorczej spółki.
– Prawdopodobnie zrezygnuję z zajmowanego stanowiska, ale ostatecznie będzie to zależało od tego, co ustalimy na tym spotkaniu – zaznacza szefowa Motoru.