Lublinianie stali się specjalistami od remisów, ale ostatni podział punktów nastąpił po dobrej grze, w dodatku na boisku lidera I-ligowych rozgrywek. Mecz w Pruszkowie oglądało się z przyjemnością, chociaż Motor znowu nie zdołał zdobyć gola.
Lublinianie zaskoczyli przeciwników swoją postawą. W pierwszej połowie to goście częściej mieli inicjatywę, a miejscowi kibice dziwili się, że zespół z dołu tabeli, tak śmiało poczyna sobie w konfrontacji z czołowym pierwszoligowcem.
W porównaniu z ostatnim występem, w drużynie Motoru od pierwszej minuty zagrał Bartłomiej Niedziela. Trener postawił też na Marcina Syrokę i był to dobry wybór. Obaj zawodnicy inicjowali wiele ataków, a zagrania Syroki, który udowodnił, że zasługuje na miejsce w podstawowym składzie, siały zamęt w szeregach obronnych rywali.
W 10 minucie Marcin przejął piłkę, źle wybitą przez Adriana Bieńka i natychmiast próbował zaskoczyć bramkarza Znicza, ale strzał został zablokowany. Fragment przewagi Motoru mógł okrasić golem Kamil Król, jednak po centrze z rogu Syroki i uderzeniu głową napastnika lubelskiej drużyny, futbolówka przeleciała tuż nad poprzeczką.
Udane akcje ofensywne trochę uśpiły defensywę gości, dlatego gospodarze dwukrotnie zdołali poważnie zagrozić bramce strzeżonej przez Przemysława Mierzwę.
W 25 min Bartosz Osoliński strzelił z 14 m obok słupka. Chwilę wcześniej w polu karnym padł jeden z zawodników Znicza, ale sędzia nie dopatrzył się faulu. Później goście znowu przeważali. W 29 min z 30 m ładnie uderzył Syroka.
Na strzał z dystansu zdecydował się też Rafał Król, ale Bieniek z trudem zdołał przerzucić futbolówkę nad poprzeczką. Najlepszą okazję zaprzepaścił Michał Maciejewski. Po rzucie rożnym popisał się "główką”, a pruszkowską ekipę uratował tylko refleks Bieńka.
Po zmianie stron Motor już nie nacierał z tak dużym impetem jak przed przerwą. Częściej przyjmował gospodarzy na własnej połowie, szukając szczęścia w kontrach.
Jedna z nich miała miejsce w 57 min, kiedy to Bartłomiej Niedziela wpadł w pole karne i wycofał piłkę do Kamila Oziemczuka. Ten mógł spokojnie przymierzyć z około 14 metrów.
Napastnik Motoru uderzył, ale piłka minimalnie minęła słupek i opuściła plac gry. Po wymianie ciosów w ostatnim kwadransie do głosu doszedł Znicz. W dobrych sytuacjach znalazł się Tomasz Chałas, zdecydowanie najgroźniejszy zawodnik pruszkowian. W 85 min Chałas trafił w słupek.
Lublinianom udało się zachować czyste konto, a za swoją postawę zebrali sporo gratulacji. Na równej, świetnie przygotowanej murawie zespół prezentował się zupełnie inaczej niż w wielu meczach w Lublinie.
Siergiej Michajłow, były piłkarz Motoru, dziś masażysta i człowiek od wszystkiego, stwierdził po meczu, że dobre boisko podnosi wartość drużyny przynajmniej o 40 procent.
Być może jest to przesadzona opinia, jednak gołym okiem było widać odmieniony zespół, który wkomponował się w ładną oprawę, jaką niewątpliwie jest pruszkowski stadion. Szkoda, że efekt gry podopiecznych trenera Ryszarda Kuźmy nie był lepszy. Działacze pewnie będą kręcili nosem i znowu wróci temat odejścia szkoleniowca.
Znicz Pruszków - Motor Lublin 0:0
Motor: Mierzwa - Falisiewicz, Ptaszyński, Maciejewski, Misztal - Syroka, Żmuda, R. Król (89 Drej) - Niedziela (78 Piotrowicz), K. Król, Oziemczuk (85 Dykij).
Żółte kartki: Florian, Feliksiak (Z) - Niedziela, R. Król, Drej (M).
Sędziował: Tomasz Musiał (Kraków). Widzów: 1800.