- Czas spędzony w pracy nie wystarczał. Proszono o przychodzenie do pracy w soboty, kosztem wolnej wigilii, a i tak po opuszczeniu budynku człowiek dalej czuł, że jest w pracy wisząc cały czas na telefonie jak nie z klientami, to wysłuchując przełożonego, również w weekendy. Nikomu nie polecam tej pracy, chyba, że jakiemuś desperatowi - skarży się Czytelnik, który pracował w call center Alior Banku w Lublinie.
Chciałbym potwierdzić Państwa artykuł Call center Alior Banku w Lublinie: "Za cyferkami kryją się ludzie i ich dramaty".
Rozpocząłem pracę w Aliorze, pomagałem w tworzeniu nowego zespołu, ze względu na doświadczenie bankowe pomagałem pozostałym w grupie, w realizacji ich planów sprzedażowych, a także dzieliłem się nimi posiadaną wiedzą w zakresie produktów, procedur, prawa bankowego.
Ostatecznie, z dnia na dzień wezwano mnie na rozmowę, gdzie przede mną były przygotowane 2 warianty dokumentów: wypowiedzenie umowy, bądź rozwiązanie umowy za porozumieniem stron. Oba dokumenty podpisane, przygotowane starannie z uwzględnieniem wszystkich pieczątek, podpisów, a także uwzględnieniu dat. Nie uzyskałem konkretnego argumentu rozwiązania umowy.
Na początku cieszyłem się ze zgrania zespołu, jednak z każdym kolejnym tygodniem wiedziałem, że mogę liczyć sam na siebie. Rozpoczął się istny wyścig szczurów, gdzie każdy starał się zrealizować 70% planu, aby otrzymać premię, którą z 14 osobowego zespołu zobaczyła jedna osoba...
Podstawa 2000 brutto, do tego prowizja od sprzedanych pożyczek, aby otrzymać premię, trzeba zrealizować plan na poziomie 70%. Jednak uwaga, w codziennych publikowanych raportach uwzględniony jest poziom procentowy, który nie w pełni jest zaliczany do premii, co wyszło oczywiście "po fakcie". Otóż prowadzony jest drugi raport, który nie uwzględnia konsolidowanych produktów Alior Banku, a właśnie na jego podstawie wypłacana jest premia, aby nie było tak kolorowo, jeśli klient otrzymuje gotówkę i za jej pośrednictwem spłaci część, bądź całość kredytu posiadanego w Alior Banku, to Bankierowi również jest to odliczane z premii. Jeśli klient zamknie pożyczkę 6 miesięcy od momentu jej uruchomienia, to Bankier ponosi z tego tytułu stratę, bo w kolejnych miesiącach jego premia zostaje pomniejszona o wynikającą różnicę.
Zatem wyzysk pełną parą, gdzie podstawa jest ledwo ponad minimalną krajową, a motywacja odbywa się na "cudownym" systemie premiowym. Premii nie zobaczyłem ani razu przez cały okres swojej pracy.
Po miesiącu chciałem skorzystać z 3 dni urlopu wypoczynkowego. Zgłosiłem to z miesięcznym wyprzedzeniem, tak aby nikomu to nie kolidowało. Usłyszałem odpowiedź od Pani dyrektor, która została mi przekazana przez menagera: "Będzie wynik, będzie urlop". Ostatecznie urlopu mi udzielono, jednak wynik został osiągnięty na poziomie 71% realizacji podstawionego przede mną planu, za który premii nie otrzymałem z powyższych powodów. Nie potrafię wytłumaczyć, czy była to próba motywacji, czy też karcenia. Na pewno nie było to dla mnie motywujące.
Pani Dyrektor ogłaszała swoje cudowne, motywujące konkursy, w których w mojej grupie wręczono jednej osobie lizaka, a w następnym miesiącu innej ptasie mleczko Wedla. Nagroda, dzięki której spokojnie można wrócić do domu i z jej samej wyżywić 4 osobową rodzinę przez cały tydzień...
Pracowałem przez 4 miesiące. Codzienny stres, mało kiedy w pracy spędzałem 8h, najczęściej 10-11, wszystko aby zrealizować dzienne zadania, zrealizować plan sprzedażowy, gdzie wnioski klientów odpadały wielokrotnie bez podania jakiejkolwiek przyczyny, bądź też z powodów błahych, typu "czytelny podpis klienta nie jest podpisem czytelnym".
Żeby zrealizować plan trzeba naprawdę się natrudzić, nie jest to takie łatwe, bo człowiek czuje się między młotem, a kowadłem. Z jednej strony klient, który wymaga pełnego profesjonalizmu, a z drugiej strony ograniczenia jak nie ludzkie, to systemowe.
Czas spędzony w pracy nie wystarczał. Proszono o przychodzenie do pracy w soboty, kosztem wolnej wigilii, a i tak po opuszczeniu budynku człowiek dalej czuł, że jest w pracy wisząc cały czas na telefonie jak nie z klientami, to wysłuchując przełożonego, również w weekendy.
Nikomu nie polecam tej pracy, chyba, że jakiemuś desperatowi.
(imię i nazwisko do wiadomości redakcji)