Emerytowany kolejarz Sławomir Denicki martwi się o postępującą dewastację zabytkowych wagonów legendarnego Orient Expressu, które od dekady stoją na bocznicy w Małaszewiczach
13 wagonów legendarnego pociągu utknęło przy polsko-białoruskiej granicy w 2008 r.
– Najpierw stacjonowały na stacji Kobylany, a później zostały przemieszczone do stacji Małaszewicz Centralne. Zarządcą tej infrastruktury jest spółka Cargotor – mówi Sławomir Denicki, emerytowany kolejarz i członek Stowarzyszenia Ekspertów i Menadżerów Pojazdów Szynowych.
Te wagony wchodziły w skład pociągu, który w 1988 roku jechał z Paryża do Hongkongu. Trasa prowadziła m.in. przez Białą Podlaską i Terespol.
– Stan prawny wagonów do dziś nie został wyjaśniony. Spółka Cargotor nie była właścicielem składu – podkreśla z kolei Ryszard Jacek Wnukowski, rzecznik prasowy PKP Cargo, któremu podlega Cargotor. Jak zapewnia spółka prowadzi „intensywne działania w celu ustalenia właściciela”.
– Wagony legendarnego składu, którego macierzystą stacją była stolica Austrii, pierwotnie należały do szwajcarskiej firmy z Zurychu, która w 1993 r. wynajęła je rosyjskiej firmie Orient Express. Firma ta organizowała przez 12 lat kursy do Władywostoku i Pekinu dla zagranicznych turystów – opowiada Denicki. – Po zakończeniu dzierżawy skład miał wrócić do właściciela, ale trafił do Małaszewicz. Na torze bocznicowym nastąpiło jego „morderstwo” dokonane przez złomiarzy – ubolewa emerytowany kolejarz.
Pociąg niszczą też wandale, którzy wybijają szyby w wagonach i rzucają kamieniami w nadwozia.
W czasie gdy pociąg przybył do stacji Małaszewicze, Denicki był Naczelnikiem Sekcji Napraw Wagonów.
– Byłem w kilku wagonach. Pamiętam, że w jednym stał fortepian. Widziałem przepych, bogactwo, wiele ozdób - mosiężnych, miedzianych i pozłacanych. To było po prostu cudo – wspomina.
Kilka lat temu był plan, by wagony przetransportować do Wiednia, ale kwota wyliczona przez koleje białoruskie za przechowywanie tzw. normalnotorowych wózków (dostosowanych do polskiego rozstawu szyn), miała znacznie przewyższać wartość niszczejącego od lat czas składu.
– Samorząd naszej gminy nie interesował się tym – przyznaje Gabriel Gryciuk, radny z gminy Terespol, mieszkaniec Małaszewicz. – Z tego, co wiem, jest problem właścicielski. A szkoda, bo to jedyna taka perełka na terenie Polski. Składu nie można zwiedzać, bo to teren kolei i sokiści nakładają mandaty – dodaje.
Denicki liczy, że w końcu PKP się tym zainteresuje.
– Dla nas sympatyków i miłośników kolei to jak morderstwo. Jest nam wstyd, że PKP zezwoliło na grabież takiego pięknego pomnika historii kolejnictwa – stwierdza emerytowany kolejarz.
– Na spółce Cargotor nie ciążą żadne obowiązki w zakresie konserwacji wagonów. Mimo to, spółka Cargotor dogląda porzucone wagony, aby chronić je przed dalszą dewastacją – zapewnia rzecznik PKP Cargo.