Wyruszają w miasto o ósmej. Z kuferkiem w ręku co dwie godziny pukają do innych drzwi. Zarabiają mało, pracują więcej niż powinny, ale alternatywa bezrobocia nie daje im innych szans
Bezrobotna pielęgniarka z wyższym wykształceniem dwa lata temu postanowiła spróbować pracy na własną rękę. Zatrudniła koleżanki po fachu - obecnie są cztery, po jednej w Parczewie, Międzyrzecu, Terespolu i Białej. Zarabiają po 800 złotych miesięcznie po odliczeniu kosztów, czyli opłat za czynsz, z tytułu ubezpieczenia, za telefony i paliwo.
Domowa opieka jest niezbędna ludziom z przewlekłymi schorzeniami i niepełnosprawnym. Polega głównie na pielęgnacji i częściowej rehabilitacji pacjentów. W grę wchodzi głównie mycie, pionizowanie, pomoc w karmieniu. Trzeba też zająć się rodziną, nauczyć najbliższych, jak mają postępować z osobą obłożnie chorą.
Nagłe zdarzenie wytrąca ludzi z równowagi. Przychodzą do biura pielęgniarskiego niemalże w żałobie. Jesteśmy świadkami takiej rozmowy. - Moja mama złamała nogę w biodrze. Ma osiemdziesiąt sześć lat i chorobę Alzhaimera. Nie zgodziłam się na operację - mówi kobieta, zaraz po przekroczeniu progu gabinetu.
Przyniosła od lekarza skierowanie na opiekę domową. - Źle pani zrobiła, mama może już nigdy nie chodzić. Operacja jest konieczna - wyjaśnia pielęgniarka. Klientka przez następnych kilka minut opowiada, jak strasznie jej mama cierpi. Z bólu prawie się nie rusza. Jej opiekunkę pociesza wiadomość, że jedna z sióstr zajmie się chorą. Będzie przekonywała rodzinę, że hospitalizacja jest niezbędna.
Psychologiczne umiejętności bardzo się pielęgniarkom przydają. Każdemu cierpiącemu trzeba wykazać maksimum zainteresowania. Zniecierpliwienie jest szybko wyczuwane i odbierane jako lekceważenie. Trzeba być zdecydowanym. Wahanie się może być potraktowane jako objaw niefachowości.
- Pacjent jest u siebie, czuje się pewnie i ma swoje oczekiwania, inaczej niż w przychodni czy szpitalu. Dla nas to jest większa odpowiedzialność - zauważa B. Soćko.