Pasażerowie, którzy w niedzielę po południu podróżowali z Warszawy do Białej Podlaskiej busem bialskiego PKS są oburzeni zachowaniem kierowcy.
Bialczanka nie miała wykupionego biletu na autobus odjeżdżający ze stolicy o godz. 15.15. Czekała więc cierpliwie, aż na dziesięć minut przed odjazdem kierowca zacznie sprzedawać bilety osobom nie posiadającym rezerwacji. Wreszcie nadeszła godzina 15.05. W busie było jeszcze sześć wolnych miejsc. Stojący na przystanku pasażerowie ruszyli więc do drzwi.
- Teraz nie wpuszczę nikogo. Ja tu decyduję! Wejdziecie dopiero na pięć minut przed odjazdem! - huknął kierowca.
- Ale niech pan nie krzyczy - zwróciła mu uwagę jedna z pasażerek. Dwie inne skarżyły się, że nie uwzględniono ich rezerwacji, zgłoszonych przed kilkoma dniami na ten kurs. - Proszę dzwonić na skargę - odparł niegrzecznie szofer.
Tuż przed odjazdem "pan i władca” busa łaskawie rzucił: - Możecie wchodzić! No co tak stoi, nie słyszała - powiedział do jednej z kobiet. I zaczął sprzedawać bilety. Ale nie starczyło dla wszystkich oczekujących.
- Potraktował nas jak śmieci - mówią oburzeni pasażerowie. - A później, już w trakcie jazdy, bardzo ostro zahamował. Zobaczył kolegę, którego chciał zabrać do pojazdu. Dziwi mnie, że tak reprezentowana jest firma PPKS z Białej Podlaskiej - dodaje pani Wiktoria.
Powiadomiony o tym incydencie Włodzimierz Dawidziuk, dyrektor bialskiego PKS obiecał nam, że dokładnie wyjaśni sprawę. - Przepraszam pasażerów za zachowanie kierowcy. Będę z nim rozmawiać. Bo zachował się arogancko. I wcale nie usprawiedliwia jego postępku tłumaczenie, że pierwszeństwo we wsiadaniu do autobusu mają osoby z rezerwacją - wyjaśnia dyrektor Dawidziuk.