W budynku, w którym w czasie II wojny światowej była siedziba gestapo, działa przedszkole i muzeum. Obok jest plac zabaw, który musi zmienić lokalizację. Nowa bulwersuje. Starzy mieszkańcy sugerują, że mogą tam być mogiły zamordowanych.
– Oburza mnie wycinanie drzew posadzonych prawdopodobnie tam, gdzie pochowano ludzi zamęczonych w czasie II wojny światowej w ówczesnej siedzibie gestapo.
Pamiętano o tym w latach 50. i na wszelki wypadek posadzono tam drzewa. Dlaczego akurat w miejscu martyrologii, tworzy się ogródek jordanowski. Trzeba najpierw sprawdzić georadarem, czy pod ziemią nie leżą ludzkie kości. Byłoby fatalnie, gdyby tego nie zrobiono – uważa Mieczysław Bienia, znany bialski archeolog. Dodaje, że nie może się pogodzić z trzebieniem drzew w mieście.
– Likwidowane są resztki parku dawnej fabryki mebli. Przez dziesiątki lat pielęgnowano tam zieleń. A teraz wycina się wiele zdrowych drzew – narzeka pan Tomasz i dodaje, że aż ciarki przechodzą mu po plecach, kiedy pomyśli, że będą się w takim miejscu bawić dzieci.
Przyznaje, że od wielu lat mieszkańcy tolerują to, że przedszkole działa w budynku dawnej siedziby gestapo. – Nie było ponoć innego budynku w mieście, a teraz, kiedy dramatycznie brakuje miejsc przedszkolnych, trzeba zmieścić tam więcej dzieci – dodaje.
Budynek dawnego gestapo jest teraz siedzibą oddziału Muzeum Południowego Podlasia i placówki przedszkolnej, do której chodzi ponad setka dzieci. Do tej pory dzieci miały swój plac zabaw. Ale pojawił się właściciel tego terenu i już dziś ogródek jordanowski musi być przeniesiony.
– Wszystkie stare budynki mają na sobie piętno historii. Musimy się nauczyć z tym żyć. Przedszkole dla 130 dzieci jest tam bardzo potrzebne. Spróbujemy z muzeum, przedszkolem i sąsiednią szkołą utworzyć tam historyczny ośrodek edukacyjny, który może zyska fundusze unijne – mówi Andrzej Czapski, bialski prezydent, który przyznaje, że trzeba uszanować miejsce, w którym są szczątki ludzkie. Dlatego należy, jego zdaniem, przebadać to miejsce.
Tymczasem Janusz Maraśkiewicz, bialski konserwator zabytków, uważa, że budynek z taką przeszłością powinien być wyłącznie przeznaczony na potrzeby muzeum, a teren okoliczny należy odpowiednio zakomponować.
Roman Siekierka, naczelnik Wydziału Gospodarki Komunalnej, wyjaśnia powód wycinki drzew. Kiedy dyrektor przedszkola przy ul. Łomaskiej wystąpiła o usunięcie jednego drzewa częściowo uszkodzonego przez burzę, inspektor z jego wydziału wyraziła jednocześnie zgodę na wycięcie dwóch klonów, dwóch brzóz i lipy.
– Usuwane drzewa były albo spróchniałe, albo pochylone, albo też miały uszkodzone pnie – zauważa Siekierka.