Stojący na terenie os. Chącińskiego myśliwiec Lim-2 jest w fatalnym stanie. Stanowi zagrożenie dla dzieci i przechodniów.
W kwietniu na osiedlowym zebraniu członkowskim Łukowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej przegłosowano wniosek zobowiązujący zarząd do usunięcia rozpadającego się odrzutowca. Kilka dni temu przyjechali pracownicy firmy, która miała nie tylko uprzątnąć samolot, ale za zabrany złom dałaby spółdzielni parę złotych. - Chcieli już przecinać metal, ale wyszły kobiety z krzykiem i jazgotem. Zrezygnowaliśmy z demontażu - mówi zdenerwowany protestem prezes spółdzielni Tadeusz Malesa.
- Komu przeszkadzał ten myśliwiec? Jest jakimś urozmaiceniem na naszym osiedlu, stanowi dobry punkt orientacyjny. Wystarczy powiedzieć komuś, żeby przyszedł pod samolot i wszystko jasne. Lubią go i nasi mieszkańcy, i dzieciaki, które chętnie bawią się w tym miejscu - twardo mówi pani Danuta z os. Bronisława Chącińskiego.
Prezes Malesa nie zgadza się z mieszkańcami. - Tragicznie wygląda ta skorupa. Nity wyłażą z metalu. Poobrywały się części poszycia, a kabina pęka na pół. Samolot przechyla się do tyłu. A pod jego ogonem przebiega ścieżka. Istnieje niebezpieczeństwo, że jakiś fragment myśliwca spadnie komuś na głowę - mówi.
- Przecież wystarczyłoby zadbać o odrzutowiec - ripostują mieszkańcy. - Niech zajmie się tym spółdzielnia.
Adam Niebrzegowski, administrator os. Chącińskiego tłumaczy, że nie ma sensu odnawiać Lima. - Przed laty lotnicy już raz nam remontowali ten samolot. Zapłaciliśmy za samą robociznę 3,5 tys. zł. Teraz pewnie naprawa kosztowałaby może 20 tys. zł. Skąd wziąć na to pieniądze? Chyba że obrońcy "pomnika” sami zapłacą za jego naprawę - proponuje Niebrzegowski.
Prezes spółdzielni nie składa broni. Obiecuje, że zamówi w nadzorze budowlanym ekspertyzę o niebezpieczeństwie stwarzanym przez samolot. - Wtedy wszystko będzie czarno na białym - kończy Malesa. - Byle w tym czasie nie doszło do jakiegoś nieszczęścia.