Rewolucja w miejskiej komunikacji. Po wakacjach w Białej Podlaskiej będzie 8 linii zamiast 19.
Zmiany to ostatnia część realizowanego od 2005 roku unijnego projektu "Racjonalizacja systemu transportu publicznego w mieście Biała Podlaska”. Po mieście jeżdżą już nowe ekologiczne autobusy (jeszcze ich przybędzie), pojawiły się też nowe wiaty przystankowe. Teraz czas, z blisko rocznym opóźnieniem, na nowy układ komunikacyjny.
Liczba linii zostaje ograniczona o ponad połowę. Będą to zupełnie nowe, oznaczone literami, połączenia. Autobusy pojawią się na przystankach średnio co 20 minut (teraz w zależności od linii co pół godziny, a nawet co godzina). Zwykły bilet zastąpi bilet czasowy, będzie się z nim można przesiadać z autobusu do autobusu w węzłach przesiadkowych (patrz mapka obok). Cena prawdopodobnie się nie zmieni i zostanie na poziomie 1,80 zł. Nie wiadomo jeszcze, co z autobusami jeżdżącymi do okolicznych wsi.
Jest też zgoda, aby po mieście jeździło więcej autobusów prywatnych. Mają dojechać tam, gdzie w nowym układzie nie dotrze MZK, a gdzie będzie zapotrzebowanie pasażerów.
To nie koniec. MZK ma być przekształcony w spółkę. M.in. po to, aby mógł zarabiać na usługach np. naprawach. Wszystko ma funkcjonować do końca września. Czy będzie funkcjonować dobrze? Są obawy. - Z mojego, dużego w końcu, os. Młodych nie będzie bezpośredniego połączenia do największego os. Jagiellońskiego. A tam jest przecież szpital. Pewnie na tych redukcjach linii autobusowych najbardziej skorzystają korporacje taksówkarskie - martwi się pani Wanda, która często jeździ autobusami.
Martwi się też Jan Harasimiuk, dyrektor MZK. Spodziewa się protestów mieszkańców. Autobusy przestaną m.in. jeździć ulicą Kopernika, przy której są teraz dwa przystanki. Boi się też, czy wszystko "zaskoczy” już od września. - Jak można liczyć na skrócenie czasu podróży, skoro trwać będą przebudowy kilku bialskich ulic? Na dodatek poważnie opóźnia się dostawa kolejnych autobusów.
Czy zmniejszenie liczby linii oznacza zwolnienia w MZK? - Nie. Być może przyjmiemy nawet dwóch kierowców - zapewnia Harasiumiuk.
Innego zdania jest Jarosław Kostecki, naczelnik Wydziału Dróg i Transportu Urzędu Miasta, który mówi, że może dojść do zwolnień.