Pijaństwo, bójki, agresja wobec sąsiadów, przerażone dzieci. To codzienność w barakach komunalnych przy ul. Koszary w Radzyniu Podlaskim.
- Po korytarzu chodzą nadzy dorośli ludzie. Sikają na schody, piją alkohol i biją się między sobą. Pijani leżą w przejściu. Przed tygodniami wyłamali drzwi wejściowe, których nikt nie chce naprawić - prosi nas o interwencję pani Jolanta. Opowiada o nocnych awanturach, groźbach pobicia i o tym, jak pijana sąsiadka wyrwała z ławy nogę i usiłowała ją uderzyć, gdy apelowała o spokój. Tym razem pani Jola wyszła z opresji cało, ale wcześniej inna sąsiadka wybiła jej zęby.
Kolejna lokatorka baraków boi się o swoje chore dzieci. - Nie mogą spać podczas tych awantur. Jedno ma padaczkę, którą pogłębia ciągły niepokój i krzyki sąsiadów. A prośby i pomoc, kierowane i do Urzędu Miasta, i do Zakładu Gospodarki Lokalowej, który zarządza barakami, nic nie dają - mówi przerażona kobieta. - W sierpniu pięć osób złożyło petycję w magistracie w sprawie pijaństwa w baraku przy Koszarach i z prośbą o częste interwencje policji. Dotąd nie ma odpowiedzi.
Kazimierz Szynkaruk, sekretarz radzyńskiego Urzędu Miasta, przyznał, iż sprawą pani Jolanty zajmował się osobiście burmistrz. Zaznaczył, że rozwiązanie kwestii mieszkaniowej jest jednak w gestii Zakładu Gospodarki Lokalowej.
Marek Niewęgłowski, pełniący obowiązki dyrektor ZGL, wyjaśnił nam, że od kilku lat pracownicy tego zakładu proponują pani Jolancie wykonanie samodzielnego wejścia, aby nie była narażona na agresję pijaków. - Szkoda że nie wykazuje chęci współpracy z nami. My jej pomagamy, gdy zalega za czynsz. Oczekujemy od niej współdziałania - podkreśla Niewęgłowski.
Zdesperowana kobieta twierdzi jednak, że w przypadku zbudowania w baraku odrębnego wejścia do jej mieszkania, konieczne byłoby zaślepienie okna w kuchni. - Jak w takich warunkach żyć tam z dziećmi? - pyta kobieta.
Barbara Salczyńska z Komendy Powiatowej Policji w Radzyniu Podlaskim podkreśla, że okolice przy ul. Koszary są stale patrolowane. - Pani Jolanta zgłasza co pewien czas skargi na zakłócanie ciszy nocnej przez sąsiadów. Niestety, nikt nie chce zeznawać w sprawie melin - mówi Salczyńska.
Z kolei Janusz Syczyński, radzyński prokurator rejonowy, twierdzi, że nikt nie zgłaszał do prokuratury sprawy gróźb wobec pani Jolanty. Przyznał natomiast, że było prowadzone postępowanie dotyczące pobicia i wywiezienia do lasu jednej z kobiet zamieszkałych w baraku. - Postępowanie umorzono wobec braku dostatecznych dowodów popełnienia tych przestępstw - mówi Syczyński.