Funkcjonariusze z Białej Podlaskiej nie stanęli w obronie napadniętego nastolatka. Po naszej interwencji wszczęto wobec nich postępowanie dyscyplinarne, a wczoraj sprawcy pobicia zostali zatrzymani.
- Doszedłem do ogrodzenia bazaru. Nagle ktoś mnie złapał od tyłu za ręce. Drugi napastnik zaszedł mnie z przodu i uderzył kilka razy w twarz. Zażądali pieniędzy. Gdy odmówiłem, sami przeszukali moje kieszenie. Po oddaniu mi pustego portfela, pożegnali jeszcze ciosem w szczękę i oddalili się w stronę rzeki - opowiada Marek.
Niedaleko bazaru zobaczył radiowóz. - Miałem nadzieję, że dzięki szybkiej interwencji uda się zatrzymać złodziei. Pomoc policji ograniczyła się jednak do wysłuchania i odprowadzenia do strażników miejskich. Sami - jak utrzymywali - nie mieli wówczas czasu - relacjonuje chłopiec.
Strażnicy też nie pomogli. - Powiedzieli, że nie mogą interweniować bez zgody zwierzchników i wrócili do kontroli samochodu. A policjant wrócił do radiowozu - twierdzi poszkodowany licealista.
Do zdarzenia doszło we wtorek. Dzień później, po naszej interwencji u zwierzchników policyjnego patrolu, wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Policjanci odnaleźli i przesłuchali poszkodowanego chłopca. Wczoraj złapali napastników. Przyznali się do winy i zostali zatrzymani do dyspozycji prokuratora.
- Wszczęte też zostało postępowanie dyscyplinarne wobec policjantów, którzy nie dopełnili swoich obowiązków. Funkcjonariusze są zobowiązani do przyjęcia zgłoszenia. Mieli wprawdzie do wykonania konkretne zadanie, ale nie zwalniało ich to z przestrzegania regulaminu - mówi Zbigniew Lisiecki, rzecznik prasowy KMP.
Tymczasem Artur Żukowski, szef bialskiej straży, nie zamierza ukarać swoich ludzi bo, jak twierdzi, nie ma podstaw. - Policjant podszedł z chłopcem i tylko "po koleżeńsku” spytał, czy mogą się zająć sprawą, ale nie powiedział, o co chodzi. Funkcjonariusze interweniowali w innej sprawie. Odpowiedzieli, że jak skończą, to poinformują dyżurnego. Policjant nie czekał, tylko odszedł, więc strażnik myślał, że funkcjonariusz zrezygnował z ich pomocy. Chłopiec też nic nie mówił. To ewidentna wina policjantów.
Inicjały poszkodowanego zostały zmienione