Sąd Najwyższy rozpatrzy kasację Białej Podlaskiej w sprawie zwrotu niepublicznemu przedszkolu kilku milionów źle wyliczanych dotacji oświatowych.
Skargę kasacyjną na wyrok Sądu Apelacyjnego w Lublinie władze miasta złożyły w grudniu ubiegłego roku.
– Sąd Najwyższy postanowił przyjąć ją do rozpoznania. Termin rozpoznania skargi nie jest jeszcze znany, nastąpi to jednak nie wcześniej niż we wrześniu – przyznaje Krzysztof Michałowski z zespołu prasowego Sądu Najwyższego. – Cieszymy się, że kasacja została uznana. Przecież chodzi tutaj o pieniądze podatników, które musiały zostać wydane przez błędy poprzednich włodarzy miasta – podkreśla Michał Trantau, rzecznik prezydenta.
W sprawie chodziło o wyrównanie dotacji za lata 2004–2013. Niepubliczne Przedszkole im. Przyjaciół Kubusia Puchatka otrzymywało od miasta dotacje, ale pomniejszone o czesne, jakie do przedszkolnej kasy wpłacali rodzice. W sumie nazbierało się 2,2 mln zł. Do tego blisko 2 mln zł odsetek. W ubiegłym roku Sąd Okręgowy w Lublinie uznał roszczenie właścicielki przedszkola za zasadne. Ale władze Białej Podlaskiej odwołały się od orzeczenia do Sądu Apelacyjnego w Lublinie.
– Apelacja praktycznie w 99 proc. została oddalona. Został taki wyrok, jaki wydał sąd pierwszej instancji. Sąd Apelacyjny zmienił tylko kwotę odsetek, tzn. odsetki należą się od 2011 roku. Ale podstawowa kwota dotycząca subwencji nie zmienia się – mówił nam wtedy sędzia Bogdan Radomski, przewodniczący Wydziału Cywilnego Sądu Apelacyjnego.
W sumie sąd wyliczył że miastu musi wypłacić Beacie Rychlik właścicielce przedszkola 4,2 mln zł. Prezydent Dariusz Stefaniuk podkreślał że to i tak kwota mniejsza niż tej której się spodziewali.
– Prawnikom z kancelarii Jedliński i Wspólnicy (kancelaria z Gdyni, w której znajdziemy Dominika Biereckiego, syna senatora Grzegorza Biereckiego – przyp. red.) udało się zmniejszyć o 600 tys. zł kwotę zasądzonych odsetek. W związku z tym, nie płacimy 4,8 mln zł, tylko 4,2 mln zł – zaznaczył w sierpniu ubiegłego roku Stefaniuk.
Dotację źle naliczano za czasów prezydenta Andrzeja Czapskiego, który przyznał jednak, że nie czuje się winny.
Już w ubiegłym roku władze zapowiadały, że spróbują złożyć kasację. W tym wypadku miasto chce odzyskać 1,1 mln zł.