W Sławatyczach (pow. bialski) trzy ostatnie dni roku należą do brodaczy. To miejscowi przebierańcy którzy łapią przechodniów, składają życzenia, a przy okazji trochę chuliganią.
– To nasza tradycja, bardzo dla nas ważna, prawie jak święto narodowe. To chluba Sławatycz – mówi Grzegorz Kiec, wójt gminy.
Jego zdaniem to jedna z najstarszych takich tradycji w Europie. W tym roku na ulicach tej nadbużańskiej miejscowości można spotkać 13 brodaczy. – Trzeci raz się przebrałem. W tym roku większość elementów stroju pożyczyłem. Każdy brodacz musi mieć na sobie stary kożuch, który coraz trudniej dostać, skórzaną kolorową maskę i brodę z lnianego włóka. Najwięcej pracy jest zawsze z kapeluszem z misternie zrobionych kwiatów z bibuły. Na to potrzeba kilku tygodni roboty. Do tego słoma na butach – opowiada brodacz Dawid.
– Łapiemy młodzież i dzieci, podnosimy na tzw. „hocki” i przynosimy szczęście – podkreśla.
W sobotę gmina zorganizowała konkurs na najładniejsze przebranie. Sporo mieszkańców podziwiało prezentacje.
– Od dziecka pamiętam jak brodacze zawsze chodzili i zabawiali. Chociaż jako panienka bałam się wychodzić z domu bo łapali i podrzucali na tzw. „hocki”. A dzisiaj tradycja jest przyjemniejsza. Można z rodziną i dziećmi przyjść i podziwiać stroje, zrobić sobie z nimi zdjęcie. To takie urozmaicenie w tym szarym grudniu – przyznaje Marzena Korzeniewska ze Sławatycz.
– Przebierać mogą się wszyscy którzy chcą podtrzymać tradycję. Ja ostatni raz przebierałem się w 2009 roku – wspomina wójt. – Cały strój brodacza ma swoją symbolikę, kożuch symbolizuje starość, długowieczność i mądrość – dodaje Kiec.
Jego zdaniem konkurs to dobra motywacja dla brodaczy. – Są nagrody pieniężne, jest więc chęć konkurencji i rywalizacji, dzięki temu tradycja się utrzymuje – przekonuje wójt.
Przypomnijmy, że pod koniec sierpnia w Sławatyczach odsłonięto mural z brodaczami. Malowidło znajduje się na dużej ścianie apteki przy drodze wylotowej.