– To szaleństwo trzeba zatrzymać – apeluje Marian Tomkowicz (PiS), radny powiatu bialskiego. A na myśli ma zmiany dotyczące prac domowych, które zapowiedziała minister edukacji.
– Przez 25 lat byłem nauczycielem języka francuskiego. Chcę zaprotestować przeciwko jednostronnej decyzji o zakazie prac domowych. To niebezpieczne i szkodliwe dla uczniów– ocenił na ostatniej sesji radny Tomkowicz. Jego zdaniem, to nauczyciele powinni o tym decydować. – Oni organizują proces nauczania i wiedzą, ile mogą zadać. Nie sposób na przykład uczyć języka obcego bez powtarzania w domu– tłumaczy.
Ale radny idzie jeszcze dalej ze swoimi osądami. – To arbitralnie podjęta decyzja przez nieodpowiedzialnych ludzi o skrajnie lewicowych poglądach. A dzieci to słyszą– obawia się Tomkowicz. I uważa, że to będzie rzutować na przyszłość pokoleń. – Dzisiaj nasi uczniowie mają dużo lepsze wyniki na egzaminach od rówieśników z Europy Zachodniej. Do czego my chcemy te dzieci sprowadzić? – grzmi radny PiS. Na sesji wystąpił ze stanowczym apelem. – To szaleństwo trzeba zatrzymać. Odpowiedzialni rodzice będą uczyć sami albo posyłać dzieci na korepetycje. Bez nauki w domu proces nauczania jest niemożliwy– ocenia jednoznacznie Tomkowicz. Do jego słów nie odniósł się żaden radny z powiatu bialskiego.
Kilka dni temu podczas wizyty na Lubelszczyźnie minister Barbara Nowacka wyjaśniła, na czym będą polegać te zmiany. – Prace domowe od kwietnia będą nieobowiązkowe i nieoceniane. Co nie znaczy, że nie będzie można ich zadać. Ale można o nich porozmawiać, ale niekoniecznie od razu oceniać – tłumaczyła minister. – W klasach 1–3 te prace, które były manualnymi, wykonywanymi zazwyczaj przy pomocy rodziców, uważamy, że po prostu nie powinno ich być, bo niczego dobrego nie przynoszą – przekonywała jeszcze na antenie TVN24 Nowacka. Zastrzegła też, że "lektura to nie jest praca domowa". Szefowa resortu zapewniam, że pomysł wycofania prac domowych był "wielokrotnie" konsultowany, przede wszystkim z młodzieżą.