Ratownicy w ostatniej chwili wyciągnęli Tomasza A. z bagna. Była ciemna noc, osłabiony mężczyzna powoli tonął w leśnym trzęsawisku.
Policjanci natychmiast zarządzili akcją poszukiwawczą. Razem ze strażakami z trzech ochotniczych jednostek przeczesywali okolicę. Do działań włączyli się także spontanicznie okoliczni mieszkańcy. Na ratunek zaginionemu ruszyła też operacyjna grupa ratowniczo-poszukiwawcza OSP z Drelowa z owczarkiem Bero.
Tomasz Bieniek, przewodnik psa tropiącego, opowiada: - Najpierw przeszukaliśmy zabudowania zaginionego, ale nie znaleźliśmy gospodarza. Pojechaliśmy więc w kierunku 800-hektarowego lasu z licznymi mokradłami.
W lesie, kiedy Bieniek zakładał owczarkowi Bero specjalną uprząż-kamizelkę, szef grupy ratowniczej Zygmunt Szabaciuk usłyszał niewyraźne odgłosy z bagna.
- Początkowo sądziliśmy, że to jakiś zwierz - wspomina Bieniek. - Sprawdziliśmy i okazało się, że to głos wycieńczonego człowieka. Sześciu naszych chłopaków ruszyło przez bagno na ratunek. Gubili buty w błotnistej mazi. Ale po stu metrach dotarli do poszkodowanego. Tkwił w bagnie po pas. Trzęsawisko powoli go pochłaniało. Wyciągnęliśmy człowieka. Był przytomny, ale bardzo osłabiony. Na pewno nie przeżyłby zimnej nocy.
Uratowanego od pewnej śmierci Tomasza A. przewieziono do Szpitala Powiatowego w Międzyrzecu Podlaskim. Tam dochodzi do zdrowia.
- Jesteśmy bardzo wdzięczni strażakom, policji i wszystkim ludziom, którzy poszukiwali mojego męża. Wielu z nich przybiegło nawet z sąsiednich wsi - nie kryje wzruszenia pani Ewa. Kiedy mąż powróci do zdrowia, podziękuje im osobiście. Teraz nie jest w stanie rozmawiać. Znajduje się w szoku.
- Na pewno Tadeusz wyjdzie z tego cało. A z córką prosiliśmy go we wtorek po południu, żeby nie szedł na łąkę - mówi teściowa uratowanego, Genowefa Z.