W świetle obecnych zasad wysyłania bezrobotnych na kursy przekwalifikujące, pojęcie aktywizacji zawodowej nabiera nowego znaczenia. Aby skorzystać z pomocy urzędu pracy najlepiej zgłosić się do niego z gotową propozycją zatrudnienia.
- Nie oszukujmy się, takie kursy nic nie dawały. Po trwającym dwa tygodnie szkoleniu komputerowym przychodziła kobieta, która nie wiedziała jakie zna programy, a nazw nie potrafiła nawet poprawnie zapisać. Jaki jest sens takiego szkolenia? - mówi wprost pracownik jednego z PUP.
Druga strona medalu, to brak gwarancji pracy po takim kursie. Doradcy zawodowi otwarcie przyznają, że ten sposób aktywizacji bezrobotnych przynosił mierne rezultaty, a pieniądze się marnowały. - Teraz ilość zatrudnianych osób być może nie ulega zmianie, ale przynajmniej wiemy, że wydawane pieniądze są dobrze spożytkowane - mówi Alicja Mikołajuk, doradca zawodowy w bialskim urzędzie pracy.
Dzieje się tak, ponieważ na szkolenia wysyła się bezrobotnego indywidualnie, najczęściej wówczas, gdy ma już pracodawcę. W ten sposób urzędy mają pewność dobrze wydanych pieniędzy. Co więcej, poprawia się statystyczna wydajność placówki.
- Tajemnicą poliszynela jest, że dla pośredniaków najważniejsze są statystyki - podsumowuje anonimowy pracownik tych placówek.
Jednak oficjalna wersja jest zupełnie inna, najbardziej humanitarna. - W ofertach grupowych nie patrzono na zapotrzebowanie rynku w danym momencie. Były kursy, tworzono grupę, do której zapisywano każdego bez pracy. Nic dziwnego, że większość z nich nie znajdowało zatrudnienia, bo i gdzie - wyjaśnia Anna Ilczuk, dyrektor urzędu pracy w Radzyniu Podlaskim. Oczywiście, jeśli zaistniałaby taka potrzeba, by przeszkolić większą liczbę osób w danym zakresie, bo jest pracodawca, to oczywiście PUP nie odmówi. •