Lisia rodzina zamieszkała obok domu państwa Wyszyńskich w Wygodzie. Mijają tygodnie a gmina, myśliwi i lekarz weterynarii nie mogą porozumieć się, żeby kłopotliwych sąsiadów odłowić i przewieźć do lasu.
Pan Mieczysław i jego żona Agnieszka obawiają się o zdrowie półtorarocznej córeczki. – Justysia chciałaby pobawić się na trawie lub w piasku, ale ja się boję – mówi pani Agnieszka. W Internecie przeczytała o tasiemcu bąblowcu, który żyje w jelitach zarażonego lisa. Obawia się też wścieklizny, niechętnie wychodzi z córeczką na spacery.
– Kilka dni temu zobaczyłem na podwórku lisa, był 2–3 metry od Justynki. Złapałem za siekierę, a on uciekł do drewnianego domu – opowiada pan Mieczysław. Dodaje, że nie może nic zrobić drapieżnikowi, bo zwierzę jest pod ochroną. – Lis jest pod ochroną, a nas przed nim nikt nie chroni – komentuje.
Przed trzema tygodniami zwrócił się z prośbą o pomoc do gminy. – Lisy są własnością Skarbu Państwa. Zgłosiliśmy problem do nadleśnictwa i powiatowego inspektora weterynarii – mówi Piotr Dragan, wójt gminy Wisznice. I dodaje, że sam nie czuje się do końca bezpiecznie, bo mieszka niedaleko Wyszyńskich. – Do 1 lipca lisy są pod całkowitą ochroną. Poprosiliśmy o pomoc miejscowe koło łowieckie. Niestety, nic nie zrobili w tej sprawie.
– Trzeba zwrócić się do weterynarii, potrzebna jest zgoda na zastawienie pułapek – mówi Roman Laszuk, łowczy okręgowy z Białej Podlaskiej.
Radomir Bańko, powiatowy lekarz weterynarii w Białej Podlaskiej, potwierdza, że otrzymał sygnał o lisach w Wygodzie. – Podejmiemy działania w tej sprawie. Na szczęście lisy nie są agresywne. Trochę opieszale do problemu podchodzą myśliwi. Zmobilizujemy ich do współdziałania, aby odłowić zwierzęta i przewieźć je do lasu – obiecuje Radomir Bańko.
Zdzisław Małysz, komendant Lubelskiej Straży Ochrony Zwierząt też uważa, że gmina razem z Polskim Związkiem Łowieckim powinna ustawić pułapki na lisy. – Po odłowieniu trzeba wypuścić zwierzęta w lesie – tłumaczy.