Tylko rok trwała przygoda LKS Milanów w IV lidze
Drużyna z Milanowa w ciągu dwóch lat przebyła drogę z bialskiej klasy A do IV ligi, zakończonej niestety wiosenną degradacją. W sezonie 2014/2015 jako wicemistrz w klasie A LKS cieszył się z awansu do ligi okręgowej. Przed rokiem zespół poszedł za ciosem i w cuglach wygrał rywalizację na tym szczeblu rozgrywkowym. Po kolejnym roku, już jako beniaminek zajął ostatnie miejsce i musiał pogodzić się z degradacją z IV ligi.
Drużyna, którą po raz pierwszy w historii wprowadził do tej ligi grający trener Sebastian Magier nie miała zbyt wiele do powiedzenia w starciu z bardziej doświadczonymi i ogranymi rywalami. W 34 meczach uzbierała zaledwie trzy punkty, po spotkaniach remisowych: 0:0 z Ładą 1945 Biłgoraj (w 2 kolejce), 2:2 z Victorią Żmudź (w 12) i 4:4 w 16 na wyjeździe z Powiślakiem Końskowola. – Były też takie mecze, w których po prostu płaciliśmy frycowe lub najzwyczajniej zabrakło nam szczęścia. Jak choćby minimalne porażki 0:1 z Kłosem Chełm, 1:2 z Lewartem Lubartów, czy w takim samym stosunku z Górnikiem II Łęczna – wylicza Artur Jaszczuk, kierownik LKS Milanów. – Awansowaliśmy do IV ligi w niezbyt korzystnym czasie. W tej lidze, w związku z reorganizacją rozgrywek, grały bardzo solidne zespoły, które wcześniej występowały w III lidze.
Efektem mierzenia sił z ogranymi ekipami było aż 31 porażek. Bardzo dotkliwa i bolesna pod względem sportowym była druga runda, w której LKS kroczył od przegranej do przegranej. W historii IV ligi LKS zapisał się zatem bardzo wysokimi porażkami: 0:7 Lublinianką, 1:8 i 0:9 z Tomasovią Tomaszów Lubelski, 0:9 z POM Iskra Piotrowice, 0:10 z Hetmanem Zamość, czy rekordową 0:14 na wyjeździe ze Stalą Kraśnik. Beniaminek strzelił zaledwie 18 goli, a stracił aż 170. – W sytuacji znaczących ubytków kadrowych w zimowej przerwie zmuszeni byliśmy ratować skład juniorami – tłumaczy kierownik. – Mamy świadomość tego, że takie wyniki chluby nie przynoszą. Mogliśmy przecież oddawać mecze walkowerem lub wycofać się z rozgrywek, albo jak Vitrum Wola Uhruska w chełmskiej klasie okręgowej rozgrywać je po kilkanaście minut i potem z powodu kontuzji i zdekompletowania zespołu schodzić z boiska. Takie rozwiązanie byłoby najprostsze, ale na pewno nie honorowe i nie w duchu sportowej rywalizacji. Postanowiliśmy dograć sezon i godnie spaść z IV ligi. Kwestie finansowe i kadrowe złożyły się na to, czego doświadczyliśmy – tłumaczy Jaszczuk. – Są też i plusy: ogrywaliśmy juniorów, odbywa się modernizacja naszego stadionu. Mimo, że tak słabo wypadliśmy, zdobyliśmy doświadczenie sportowe i organizacyjne. To będzie procentować w przyszłości.