– Jest bardzo ciężko. Za chleb płaciłam do niedawna 2,5 zł, a teraz prawie 5 zł. Olej w dyskoncie kosztuje ponad 10 zł, a na promocji jakiś czas temu można było go kupić po 5 zł. Masło tak samo – mówi Paulina Suszek z Lublina. – Żeby sobie radzić na wszystkim trzeba oszczędzać
Podobne wypowiedzi usłyszeć można coraz częściej.
– Jestem sama to jeszcze z emerytury potrafię zaoszczędzić. Na śniadanie jem dwie kromki. Na kolacje też. Na obiad gotuje zupę na dwa dni, albo trzy ziemniaczki i jajko sobie do tego smażę – zdradza Eliza Borzęcka. – Ale u mojego syna jest troje dzieci i oni tam mają wielki problem. Czynsz w górę, kredyt w górę, a na jedzenie też musi zostać. Tam samego chleba to trzy bochenki dziennie idzie. No co tu mówić? Bieda jest i tyle.
Tymczasem wstępne szacunki mówią o tym, że inflacja w grudniu wyniosła 16,6 proc. To spadek w porównaniu z wynikiem listopadowym (17,5 proc.) i październikowym (17,9 proc.). Tymczasem z danych zebranych z blisko 41 tys. sklepów w całej Polsce wynika, że grudniowe zakupy były o prawie 25 proc. droższe niż rok wcześniej. Najmocniej podrożały produkty sypkie (35, 9 proc., w tym cukier aż o 59,5 proc) i chemia gospodarcza (35,7 proc, a na czele tej kategorii papier toaletowy – 55,7 proc.) Trzecie miejsce to kategoria inne (34,2 proc., w tym karmy dla psów o 39,8 proc.). Na liście podwyżek dalej uplasowały się produkty tłuszczowe (31,9 proc.) oraz nabiał – wzrost o 29,5 proc. – w tym jaja o 40,2 proc.
– Raz w tygodniu żona robi listę i syn kupuje wszystko w sklepie hurtowym, bo tam jest taniej. W naszym sklepie to już tylko pieczywo kupujemy – opowiada pan Alfred i przyznaje: – Mimo to ciężko jest. Kiedyś żona piekła ciasto na każdą niedzielę, a teraz to tylko na święta i jakieś okazje. Ale inaczej się nie da, bo my na maśle prawdziwym pieczemy, bo margaryny nam nie smakują. Inaczej ciasto od razu smakuje. Dlatego w niedzielę czasem jest budyń. Też dobre. Ale wie pani ile mleko kosztuje? Niedawno było po 2,5 zł a teraz (tu pada nazwa firmy – red.) potrafi być bo 4,70 zł.
Problem odczuwają też cudzoziemcy.
– Wybrałem Polskę, bo w porównaniu z Europą Zachodnią było taniej – przyznaje student medycyny z Azji. – Nie jestem zadowolony. Nie jest tanio. Już lepiej było wybrać jakiś kraj, gdzie jest więcej słońca. Ceny tam są teraz takie same albo nawet niższe.
Czy jest szansa, że kolejny odczyt inflacji będzie niższy? Analitycy londyńskiej firmy Unibet oceniają, że szansa na spadek poniżej 16 proc. za styczeń wynosi zaledwie 42 procent. Nic dziwnego, że ekonomiści prognozują kolejne podwyżki. Najgorsze pod tym względem mają być pierwsze miesiące tego roku.
Perspektywy
– Na początku 2023 roku największe podwyżki obejmą mięso i warzywa, ponieważ ceny produktów z tych kategorii wciąż są niedoszacowane. To znaczy, nie obejmują wzrostu kosztów produkcji ponoszonych przez wytwórców. I trzeba wyraźnie zaznaczyć, że na inflacji zyskują przede wszystkim pośrednicy. Jest ona świetnym pretekstem do podnoszenia cen produktów w sklepach, w niektórych przypadkach nawet o 50 proc. rok do roku – uważa dr Hubert Gąsiński, ekspert z Wyższej Szkoły Bankowej w Warszawie.
– Prawdopodobny jest scenariusz, w którym maksimum inflacji nastąpi w 2023 roku. Ale to schodzi na plan dalszy w kontekście osiągniętego poziomu cen i jego odniesienia do naszych zarobków. Ceny, które weszły na niespotykany do tej pory poziom, raczej już nie spadną. Zatem kolejne lata będą pełne wyrzeczeń dla znacznej części polskiego społeczeństwa – analizuje dr. Robert Orpych z Wyższej Szkoły Bankowej w Chorzowie.
– Uważam, że ceny w sklepach przed Wielkanocą mogą być dużo wyższe niż te przed Bożym Narodzeniem. I to dla konsumentów może być sporym szokiem. Na początku 2023 roku producenci będą zmuszeni podnieść ceny, bo dłużej już nie mogą wewnętrznie stopować tego procesu i pokrywać ze swoich bieżących przychodów wynikających z tego strat. A to z kolei z dużym prawdopodobieństwem wywoła kolejne podwyżki w sklepach. Oczywiście najmocniej uderzy to w dotychczas najbardziej drożejące kategorie produktów – ostrzega Julita Pryzmont, ekspertka rynku retailowego z agencji badawczo-analitycznej Hiper-Com Poland.
Boimy się
Z badania „Bieżące lęki i obawy Polaków” wynika, że blisko 94 proc. ankietowanych obawia się konkretnych sytuacji, które potencjalnie mogą wystąpić w ciągu najbliższych trzech miesięcy. Ponad połowa respondentów boi się rosnącej inflacji i dalszej utraty wartości pieniądza, a przeszło 38 proc. – choroby najbliższych. Prawie 34 proc. respondentów czuje strach przed kolejnymi podwyżkami cen żywności i innych towarów dostępnych w sklepach. Tyle samo osób obawia się wzrostu kosztów energii elektrycznej i ogrzewania. Natomiast najmniej wskazań z listy obejmującej ponad 30 obaw i lęków ma spadek cen nieruchomości.