Gotowaniem zajmowała się całe zawodowe życie. Pracowała w wielu kuchniach lubelskich restauracji. I nigdy nie chciała zmieniać zawodu.
- Przez dziesięć lat byłam w zakładowej stołówce jednego z zakładów przy Inżynierskiej w Lublinie - mówi Ewa Mystkowska. - W latach osiemdziesiątych firma się sprywatyzowała, ale stołówki nie chcieli. Zdecydowałam: wezmę.
Wydzierżawiła lokal i zaczęła gotować posiłki dla załogi. Jednak był to czas, kiedy wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie. Szybko i nieprzewidywalnie. Dzierżawa wygasła, zakład nie chciał pracownikom kupować obiadów.
- To były dopiero początki cateringu w kraju i w Lublinie. Pomyślałam sobie: dlaczego nie? Wszędzie ludzie chcą jeść. Jak nie w zakładzie przy Inżynierskiej, to na przykład ci, co pracują na Zembrzyckiej? - wspomina tamten czas.
Obiad na biurko
- Zbierałam zamówienia z firm i od osób prywatnych. Później kupiłam fax i wysyłałam menu do różnych zakładów, dzwoniliśmy wszędzie ze swoją ofertą. Najpierw woziliśmy obiady na niewielką odległość. Trzeba było bardzo dokładnie wszystko wyliczyć - obiady nie mogły być zbyt drogie, bo klienci nie chcieliby kupować, ale jednocześnie przecież ponosiliśmy koszt dowozu, za który konsumenci nie płacili.
W ogóle było trudno. Catering dopiero pączkował. Jak dziś się śmieje Ewa Mystkowska, zupę wozili w słoikach, bo nie było naczyń jednorazowych.
- To nie to, co dziś - są jednorazówki, wszystko estetyczne, trzyma ciepło, klienci dostają świeże, gorące obiady.
Praca czeka
Wśród stosów precyzyjnie poukładanych opakowań jednorazowych uwijają się osoby, które porcjują i nakładają jedzenie. Nie ma czasu na rozmowy, konsumenci czekają, wszystko musi być na czas. Przy kilku stolikach siedzą ci, którzy zjedzą posiłek na miejscu.
- Nawet latem jest ruch, choć można by sądzić, że z powodu urlopów będzie trochę luźniej - wyjaśnia. - W tej chwili zatrudniam 7 osób. Dziennie wydajemy 300-400 posiłków.
Czy kiedyś miała ochotę zatrzasnąć drzwi? Tak, wtedy, kiedy w całej firmie została ona z dwoma synami.
- Nieprawda, że nie ma pracy - stwierdza z pewną goryczą. - Jednak ja muszę stawiać pewne wymagania. To bezwzględne przestrzeganie higieny i choćby podstawowa znajomość kuchni. Teraz sama wszystkiego doglądam, doprawiam, dopracowuję.