W składach węgla wzmożony ruch. Ludzie kupują opał, mimo że jeszcze nie wykorzystali tego z zeszłego roku. A giełdowy kurs lubelskiej kopalni w tydzień poszedł w górę o prawie 100 proc.
Jeszcze 24 lutego, w dniu inwazji Rosji na Ukrainę, akcje LW Bogdanka kosztowały 27,3 zł. Dzisiaj ich kurs wyniósł już 53 zł.
Rekord i co dalej?
Kilka dni temu górnicza spółka podała, że 2021 r. zakończyła z rekordowym wydobyciem wynoszącym 9,9 mln ton węgla handlowego i sprzedażą na poziomie 10 mln ton. Udział Bogdanki w rynku krajowym wynosi ponad 29 proc.
Jak będzie w tym roku? – Obserwujemy obecnie dużą ilość zapytań o dostępny w spółce wolumen węgla. Wydobycie odbywa się zgodnie z przyjętym wcześniej harmonogramem – mówi dziś Artur Wasil, prezes LW Bogdanka.
Główni odbiorcy węgla handlowego z lubelskiej kopani to energetyka zawodowa i energetyka przemysłowa, a ceny oraz zakresy dostaw na kolejne lata w ramach obowiązujących umów wieloletnich zostały ustalone w zeszłym roku. – W wyniku powyższych działań zakontraktowano niemal 100 proc. wolumenu przewidzianego do sprzedaży na 2022 rok – dodaje prezes Wasil.
Będzie embargo?
Tymczasem na unijnym stole leży także wprowadzenie embarga na rosyjski węgiel. Tego domaga się Polska. Jeśli UE zablokuje import z Rosji, to będzie to cios, który zaboli także Polskę. W 2021 r. sprowadziliśmy 12,2 mln ton węgla (ok. 20 proc. naszego zapotrzebowania), z czego z Rosji 8,3 mln ton. Zapłaciliśmy za niego 3 mld zł. Krajowy surowiec jest zużywany głównie w elektrowniach, ciepłowniach i elektrociepłowniach.
– Dlatego zablokowanie importu węgla nie będzie miało wpływu na utrzymanie stabilności dostaw energii elektrycznej – czytamy w analizie Forum Energii i dalej: – Większość sprowadzanego do nas surowca wykorzystywana jest do celów grzewczych. Aż 60 proc. trafia do gospodarstw domowych. Kolejne 15 proc. dostarczane jest do małych ciepłowni – głównie we wschodniej Polsce. 22 proc. kupują koksownie.
Eksperci są zgodni co do tego, że eliminacja rosyjskiego węgla z polskiego rynku nie powinna zagrozić bezpieczeństwu dostaw ciepła i prądu, ale prywatni kupcy mogą mieć problem.
Tymczasem w składach węgla sytuacja robi się nieciekawa. W jednym z takich punktów w Lublinie trzeba zapłacić 1,8 tys. zł za tonę. To od 200-300 zł (w zależności o od klasy) drożej niż jeszcze kilka dni temu. – Mamy więcej klientów. Zaczęło ich przybywać po 24 lutego – przyznaje pracownica składu i dodaje: – Ale węgla mamy tak średnio. Kopalnie wstrzymały sprzedaż.
Kolejny punkt. Za tonę trzeba zapłacić od 1,7 tys. do 1,9 tys. To też kilkaset złotych więcej niż przed wojną. – Zimy nie było, ludzie nie zużyli tego co kupili latem albo jesienią, a przychodzą po kolejne tony – mówi nam pracownik składu.