(fot. Archiwum Lino)
Koszyczki na pieczywo, obrusy, pościel, ubrania, czy pokrowce na słuchawki. Wszystko z lnu. Projektowanie, produkcja i sprzedaż tych artykułów to dla Darii Wysockiej-Zajul i jej męża Ryszarda od 7 lat sposób na ciekawe życie
Oboje urodzili się we Włodawie. Chodzili też do tej samej klasy w miejscowym ogólniaku. Po studiach spędzili 14 lat w Warszawie. Ona po studiach z zarządzania i marketingu i podyplomowych z wyceny nieruchomości pracowała w dużej firmie deweloperskiej, on jako zdolny grafik w agencjach reklamowych.
Pani Darii ostatnie warszawskie sześć lat zajęło wychowywanie dwóch synów. Kiedy byli już na tyle dorośli, by mogła wrócić do pracy w korporacji, wspólnie z mężem podjęli decyzję o powrocie do rodzinnego miasta i założeniu czegoś swojego.
Wybrani z tysiąca
– Przełomowym dla nas momentem było uzyskanie dotacji na rozpoczęcie działalności gospodarczej w ramach projektu lubelskiej Fundacji „OIC Poland” – mówi pani Daria. – Ubiegało się o nią ponad tysiąc osób, spośród których beneficjentami zostało tylko 30. Ten sukces dodał nam skrzydeł.
W swoim projekcie postawili na len. – Przede wszystkim ze względu na wiele unikalnych cech, które powodują, że jest materiałem wyjątkowo przyjaznym dla skóry i bardziej wartościowym od popularnej bawełny – mówi pani Daria. – Len jest bardziej chłonny, przewiewny, ma właściwości antystatyczne. W przypadku produktów dla dzieci ma także inne cenne zalety: nie wywołuje podrażnień i alergii, hamuje rozwój grzybów i bakterii. Polecany jest szczególnie osobom z wrażliwą skórą i alergikom. Badania naukowe dowiodły, że sen w pościeli z lnu jest głębszy, a organizm znacznie szybciej się regeneruje.
Za lnem przemówiły także osobiste wspomnienia pani Darii. Len uprawiali jej pradziadkowie i dziadkowie. Do dzisiaj pamięta też warsztat tkacki swojej babci z Pieszowoli koło Sosnowicy i zapach lnianego płótna. Dlatego, kiedy do firmy trafia kolejna bela tej tkaniny, to najpierw z lubością musi ją powąchać.
– Wybór branży był tak naturalny, jak sam len, który kochałam od zawsze – dodaje pani Daria. – Już jako dziecko nie tolerowałam sztucznych materiałów. Będąc nastolatką kupowałam szary zgrzebny len i sama szyłam z niego sukienki. Dopiero w nich czułam się komfortowo.
Wciąż warsztat, a nie zakład
Założona przez Darię i Ryszarda firma Lino to, jak sami to określają, połączenie miłości do lnu oraz pasji do aranżacji wnętrz i projektowania. Wszystko opiera się w niej na naturze, pięknie i ekologii. Nawet maszyny zakupione z dotacji musiały być energooszczędne, a papier do pakowania wyrobów pochodzi wyłącznie z recyklingu.
Jak do tej pory Lino to wciąż raczej warsztat rzemieślniczy niż zakład. Poza właścicielami pracuje w nim jeszcze jako szwaczka pani Wanda. Właściciele nie mogą się jej nachwalić. Pani Daria projektuje kolejne produkty, a jej mąż prowadzi sklep internetowy i pilnuje obecności Lino na portalach społecznościowych. Jego dziełem jest też logo firmy z delikatnym, niebieskim kwiatuszkiem lnu. Razem bywają też na różnego rodzaju jarmarkach, czy targach, aby się swoimi wyrobami pochwalić i oczywiście je sprzedawać.
– Mamy coraz więcej stałych klientów z kraju – mówi pani Daria. – Dlatego myślimy o rozwoju firmy. Już teraz, kiedy otrzymujemy duże zamówienie, współpracujemy z większymi szwalniami. Z myślą o zagranicznych klientach tłumaczymy naszą stronę internetową na język angielski. Liczymy na zainteresowanie naszymi wyrobami w Europie Zachodniej i w Skandynawii. Mamy też pewne widoki na współpracę z japońskimi odbiorcami.
Kontakt z Japończykami Lino nawiązało za pośrednictwem Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu. Potencjalni partnerzy zamówili już próbną partię lnianych wyrobów, w tym odzieży. Zajulowie są dobrej myśli. Cieszy ich również to, że jeśli chodzi o kraj, to odbiorcami ich lnianych wyrobów są już nie tylko osoby indywidualne, ale też firmy i instytucje.
Między innymi szyliśmy już serwetki do restauracji renomowanego, warszawskiego hotelu Bristol – mówi pani Daria. – Z kolei do katowickiej restauracji piłkarza Arkadiusza Milika wysłaliśmy lniane koszyczki.
Polska w swoim czasie była lniarskim zagłębiem. Po upadku ta branża dopiero się odbudowuje. Dlatego Lino sprowadza lniane płótno nie tylko od znanych producentów z kraju, ale w większym stopniu z Litwy i Białorusi. A już w fazie przetwarzania na wyroby właściciele firmy wychodzą z założenia, że tak piękny i naturalny materiał nie wymaga zbyt wielu ozdób. Chcą, aby produkty Lino wyróżniały się prostotą i funkcjonalnością.
>>> Dodatek Złota 500. Liderzy Lubelskiej Gospodarki - kup e-wydanie Dziennika Wschodniego z 28 listopada 2019 r.