Oskarżony o zniesławienie były dyrektor Centrum Spotkania Kultur w Lublinie nie stawił się przed sądem. Marka Krakowskiego oskarżyła szefowa działu marketingu, której zarzucił udział w „wyprowadzaniu pieniędzy” z CSK.
W sądzie zaplanowano na poniedziałek posiedzenie pojednawcze. Na sali rozpraw stawiła się jednak tylko oskarżycielka ze swoim pełnomocnikiem. Okazało się, że były szef CSK nie odebrał wezwania.
– Nie dostałem nawet aktu oskarżenia. Nie miałem w skrzynce żadnego awizo – zapewnia Marek Krakowski.
Kierownik działu marketingu i współpracy z mediami oskarżyła dawnego szefa o zniesławienie. W maju tego roku podczas konferencji prasowej Marek Krakowski prezentował wyniki tzw. audytu, który przeprowadził w CSK. Mówił o „układzie” oraz „prywatnym folwarku”. Używał tych słów w odniesieniu do swojego poprzednika – Piotra Franaszka, jego zastępczyni oraz kierownik działu marketingu. Twierdził, że była ona odpowiedzialna za „różnego typu umowy […], które naszym zdaniem są bardzo niekorzystne, jeśli chodzi o wymiar finansowy dla CSK”.
Z aktu oskarżenia wynika też m.in., że Marek Krakowski miał pomówić swoją podwładną o kontrasygnowanie niekorzystnego dla CSK aneksu do umowy z firmą Medialny24. Dotyczyła ona rozmieszczenia billboardów. Dyrektor Krakowski określił to jako „działanie na szkodę CSK”.
Kierownik zauważa, że jedynie parafowała umowę, potwierdzając przyjęcie jej do wiadomości. Nie mogła jej kontrasygnować, bo nie miała takich uprawnień. Domaga się od Krakowskiego przeprosin.
Sprawa wróci na wokandę w listopadzie. Sąd zaproponuje wówczas stronom mediację. – Nie mówię nie. Jestem człowiekiem kompromisu. Musi on być jednak obwarowany prawdą i faktami – zastrzega Krakowski.
Jeśli strony nie dojdą do porozumienia, byłego szefa CSK czeka proces.