Po porażce w Chojnicach piłkarzom Motoru będzie już bardzo ciężko zająć drugie miejsce w tabeli. Do wicelidera tracą obecnie siedem punktów. Pięć „oczek” więcej ma z kolei trzeci Ruch Chorzów. – My koncentrujemy się teraz na tym, żeby wygrać wszystkie mecze, które nam zostały – zapewnia Tomasz Kołbon, pomocnik ekipy z Lublina.
Przy okazji arcyważnego spotkania z Chojniczanką sprawdził się jednak ten najmniej optymistyczny scenariusz. Drużyna Marka Saganowskiego przegrała i szansa na bezpośredni awans mocno się oddaliła. Szkoleniowiec Motoru od razu po końcowym gwizdku zapowiedział jednak, że nikt nie ma zamiaru składać jeszcze broni. To samo zapewniają piłkarze.
– Wyniki poukładały się tak, że gorzej w zasadzie być nie mogło. Mimo wszystko jest jeszcze 18 punktów do zdobycia i chcemy ten komplet wywalczyć. Pytanie tylko, czy to będzie wystarczyło, żeby znaleźć się na drugim lub trzecim miejscu? To nie zależy już od nas, chcemy jednak zrobić swoje i wygrać wszystkie spotkania, które nam zostały. I mamy nadzieję, że jednak uda się dogonić rywali – przekonuje Tomasz Kołbon, który w Chojnicach opuścił boisko w przerwie. To nie wynikało jednak z kontuzji, tylko z decyzji szkoleniowca. „Sagan” zdecydował się wprowadzić Tomasza Swędrowskiego.
Na pewno żółto-biało-niebiescy mogą jednak odczuwać spory niedosyt po ostatnim meczu. – Mieliśmy kilka sytuacji i pierwsze pół godziny było naprawdę dobre w naszym wykonaniu. Oddaliśmy kilka strzałów, a bramkarz musiał się wykazać. Niestety, nic nie wpadło, a gospodarze wyprowadzili tak naprawdę jedną akcję i od razu była bramka. Szkoda, ale to był dziwny strzał, taki na „wyciągniętej” nodze. Niewiele też zabrakło, żeby Sebastian Madejski to odbił, bo piłka po jego ręce wpadła do siatki – wyjaśnia pomocnik Motoru.
Drużyna z Lublina w święta dostała dwa dni wolnego i do zajęć wróciła we wtorek. Na razie nie wiadomo, czy w najbliższym spotkaniu będzie mógł wystąpić Jakub Kosecki, który w pierwszej połowie musiał opuścić murawę z powodu urazu. Wiadomo za to, że do gry wracają „kartkowicze”, czyli: Maksymilian Cichocki i Kamil Rozmus.
A już w sobotę na Arenie zamelduje się KKS Kalisz, drużyna bardzo nieobliczalna. Kilka tygodni temu potrafiła zdominować w Puławach Wisłę, czy powalczyć w Chorzowie. Ale przegrała też ze Zniczem Pruszków 0:5, czy wywalczyła zaledwie punkt w starciu z Sokołem Ostróda.
– Oglądałem mecz w Puławach i rzeczywiście spisali się tam bardzo dobrze, a za chwilę dostali lanie u siebie. Na pewno to przeciwnik, którego ciężko rozgryźć i trzeba być przygotowanym na wszystko. Powtarzam jednak, że nie rezygnujemy ani z walki o drugie, ani trzecie miejsce – mówi Tomasz Kołbon.
Sobotnie spotkanie z KKS zaplanowano na godz. 17.