Trwa zarybianie zbiorników kontrolowanych przez Polski Związek Wędkarski. A kłusownicy tylko na to czekają.
Zdaniem Prusa, kłusownicza mapa w regionie nie zmienia się od lat. Tradycyjnie wyróżnia się na niej Sumin w gminie Urszulin.
- Kiedy tylko wypływamy na tamtejsze jezioro, zawsze znajdujemy kłusownicze sieci - dodaje Prus. - Ostatnim razem wyciągnęliśmy z wody 10 zestawów. Z kolei niewiele wcześniej w niedalekim Syczynie kolejnych pięć. Ich właścicieli, niestety, nie udało się nam ustalić, a tym bardziej przyłapać na gorącym uczynku.
Udało się to natomiast podwładnym Andrzeja Armacińskiego, szefa Gospodarstwa Rybackiego w Sosnowicy. Kłusownika złapali, kiedy zastawiał sieci. Za miesiąc stanie przed sądem.
- Kłusownicy byli, są i będą - mówi Armaciński. - Przyznaję natomiast, że zjawisko to udało się nam w ostatnich latach ograniczyć o około 80 proc.
Armaciński cieszy się, że sądy przestały patrzeć przez palce na kłusownicze wybryki, przypisując im niską szkodliwość czynu. Sprawcy muszą się liczyć z surowymi wyrokami, na początek od dwóch do dwóch i pół roku więzienia w zawieszeniu.
Ale też jeden z kłusowników został skazany na 11 lat pobytu za kratkami za to, że kiedy został przyłapany na gorącym uczynku, strzelał z ostrej broni do Armacińskiego. Sąd potraktował to jako usiłowanie zabójstwa. Istotne jest i to, że kłusownictwu towarzyszy coraz mniejsze przyzwolenie społeczne. Kto się nim para, postrzegany jest po prostu jako zwykły przestępca.
- Trudno mi obecnie mówić o rozmiarach kłusownictwa na naszych łowiskach - mówi Krzysztof Daniłow, dyrektor Biura Zarządu Okręgu PZW w Chełmie.
- Koncentrujemy się na zarybianiu i w tych warunkach nie wykluczam, że jakąś część ryb ktoś nam podbiera. Aby to zminimalizować, społeczni strażnicy z poszczególnych kół na bieżąco patrolują zbiorniki, do których właśnie wpuściliśmy ryby.