Skwerek między ulicami Uściługską i Pocztową szpeci zabita deskami rudera. Takich zaniedbanych budynków jest w mieście około sześciuset. Połowa z nich nie ma gospodarza.
- Ci współwłaściciele kilka lat temu sami wnieśli do sądu sprawę o regulację ich praw własnościowych - mówi Ryszard Poniatowski, dyrektor Wydziału Mienia Komunalnego UM Chełm. - Zapewne im się nie powiodło, skoro cała sprawa utknęła w martwym punkcie.
Z ustaleń Straży Miejskiej wynika, że w Chełmie jest około 600 posesji utrzymywanych w stanie wymagającym interwencji. Na domiar złego połowa z nich nie ma uregulowanego stanu prawnego i co za tym idzie - gospodarza.
- Wizytując zapuszczone działki sporządzamy notatkę służbową i fotograficzną dokumentację - mówi Krzysztof Giedz, kierownik referatu w Straży Miejskiej. - Ustalamy też właściciela lub zarządcę. Kiedy nam się to udaje, wzywamy go na piśmie z wyznaczeniem terminu do zaprowadzenia porządku. Jeśli nie reaguje na nasze wezwanie, kierujemy sprawę do sądu.
- Po trzeciej karze sam się do nas zgłosił i solennie obiecał, że już będzie sprzątał - dodaje Giedz.
Wspomina także sprawę związaną z posesją przy ul. Kardynała Wyszyńskiego. Właścicielka zmarła jeszcze w 2000 roku i przez 10 lat pozostawiona przez nią nieruchomość nie miała uregulowanego stanu prawnego. Oznaczało to też, że nikt jej nie sprzątał. Skargom sąsiadów nie było końca. Tym bardziej, że bezdomni szybko zrobili sobie tam melinę.
- Dopiero w 2012 r. otrzymaliśmy informację, że spadkobiercy zmarłej właścicielki nabyli prawa do spadku - opowiada Giedz. - Do sześciu osób skierowaliśmy ponad 60 pism zobowiązując ich do zadbania o posesję. W końcu cała szóstka stanęła przed chełmskim sądem. Dopiero po wymierzeniu im kary wspólnymi siłami zaprowadzili ład na odziedziczonej posesji.
W ciągu roku chełmscy strażnicy doprowadzają do uporządkowania około 400 posesji i działek. W tym czasie likwidują też blisko 200 dzikich wysypisk śmieci.