Mieszkańcy wykwaterowani z walącej się kamienicy przy ul. Obłońskiej, od dwóch miesięcy gnieżdżą się w internackich pokojach. Mogą tam jednak zostać tylko do końca września. Co będzie z nimi później? Tego nikt nie potrafi dziś powiedzieć.
Kendzierawski przyznaje, ze mogą tam zostać jedynie do końca września, ale uspokaja, że wiadomo już, gdzie będą mogli zostać przeniesieni.
– Proponujemy im pomieszczenia w schronisku młodzieżowym lub w internacie Zespołu Szkół Budowlanych – mówi dyrektor. – Problem w tym, że oni musza się na to zgodzić, a takiej zgody jeszcze od zainteresowanych nie mamy.
Zainteresowani, czyli na tę chwilę trzy rodziny, nie spieszą się z podjęciem decyzji, bo jak mówią skoro wykwaterowano ich z mieszkań, to i do mieszkań chcą się wprowadzić. Pokój w jednym czy drugim internacie, to nie rozwiązanie. Szczególnie, że w rodzinach tych są małe dzieci. Życie w jednym pokoju, w którym trzeba, gotować, spać, czy suszyć pranie, to wyjście na krótką metę.
– Kazali nam opuścić nasze odremontowane, wygodne mieszkania – mówi pani Barbara. – W zamian mamy koczować w nieskończoność w takich warunkach nawet bez zameldowani? Wszyscy już o nas zapomnieli. A my tu ciągle jesteśmy i potrzebujemy pomocy!
Nawet jednak gdyby zdecydowali się na przeprowadzkę do innego internatu, tu także może pojawić się problem. We wspomnianym ZSB nikt nie ma pojęcia o tym, że miałyby tam znaleźć schronienie bezdomne dziś rodziny. – Mam miejsca dla uczniów i studentów – mówi Wiesława Zarek, dyrektor szkoły. – Nie dostałam żadnej informacji, ze mam zakwaterować u siebie jakieś rodziny.
Mieszkańcy wykwaterowani z kamienicy przy Obłońskiej oczywiście mogą starać się o mieszkania komunalne. Ale na te czeka prawie 200 osób, a żadna z trzech rodzin mieszkających teraz w internacie nie jest jeszcze nawet na liście oczekujących.
– Wszyscy złożyli już dokumenty – wyjaśnia Kendzierawski, jeśli spełnią wymagane kryteria, znajdą się na liście, ale na pewno nie dostaną mieszkania z dnia na dzień, bo tych po prostu nie ma.
Lokatorom tymczasem puszczają już nerwy. – Dla jednych nie ma, dla innych są – mówią. – Jak ktoś ma znajomości, to i mieszkanie się szybciej znajduje. Mieliśmy tu taki przypadek. A my zostaliśmy na lodzie, bo nie znamy kogo trzeba? Ale też jesteśmy ludźmi w potrzebie. Czy to się nie liczy?