Jeżeli w te wakacje ktoś chce pojechać nad Jezioro Białe, żeby się w nocy wyszaleć, to powinien poważnie się nad tym zastanowić. Od 23 do 6 rana ma obowiązywać cisza nocna. Nawet w Dni Krokodyla.
Od ubiegłego sezonu w Okunince nad Jeziorem Białym cisza nocna obowiązuje od 23 do 6 rano. Obostrzenie to nie dotyczyło lokali, z których hałas nie wydostawał się na zewnątrz budynku oraz imprez organizowanych przez gminę Włodawa, np. Dni Krokodyla, które przyciągały tysiące turystów. Tymczasem w miniony wtorek Wojewódzki Sąd Administracyjny w Lublinie uznał, że cisza ma obowiązywać wszystkich i uchylił część uchwały rady gminy Włodawa, która dawała furtkę do organizowania głośnych imprez także w nocy.
Uchwałę z kwietnia 2014 roku już we wrześniu zaskarżył wojewoda lubelski i właściciel jednej z firm z Okuninki. Okazało się, że broń, którą radni podnieśli na restauratorów, jest obosieczna. Bo orzeczenie sądu administracyjnego jest niekorzystne i dla gminy, i dla właścicieli „dźwiękoszczelnych” lokali. – Oznacza w praktyce, że na przykład organizowane przez nas Dni Krokodyla będą musiały zakończyć się punktualnie o godzinie 23 – komentuje Tadeusz Sawicki, wójt gminy Włodawa. Nad Jeziorem Białym po godz. 23 teoretycznie nie będzie też można urządzać wesel czy zabaw sylwestrowych.
W praktyce cisza nocna nad Jeziorem Białym w wakacje i tak nie istniej. W ubiegłym sezonie do jednego z głośnych barów tylko do początku sierpnia policję wzywano aż 64 razy. Funkcjonariusze nie nadążali z interwencjami.
Mimo wyroku sądu można być pewnym, że i te wakacje w Okunince będą hałaśliwe. – Uważam, że to zamieszanie związane z problemem hałasu w Okunince jest chore – komentuje Sławomir Kazuro, właściciel popularnego lokalu dyskotekowego „Kotwica”. – Przecież Okuninka to nie kurort. Ludzie przyjeżdżają do nas, żeby się zabawić, wyszumieć, a tu się okazuje, że o godzinie 23 powinni kłaść się spać? Moim zdaniem wyegzekwowanie ciszy nad Jeziorem Białym to walka z wiatrakami.
Podobnego zdania jest także sąsiad Kazuro Robert Góźdź, który w ubiegłym sezonie był menedżerem w lokalu organizującym dansingi. – Charakterystyczne, że na hałasy skarżą się nie nasi goście, ale miejscowi – mówi Góźdź. – W ubiegłym roku policja odwiedzała nasz lokal 67 razy. Potem wyszło na jaw, że wzywana była przez te same cztery osoby.
Gódź, jak i wielu jego kolegów z branży, konsekwentnie odmawiał przyjęcia mandatów. W tej sytuacji policja kierowała wnioski o ukaranie do włodawskiego sądu. Jeśli maksymalna wysokość mandatu sięga 500 zł, to w sądzie sprawcy wykroczenia muszą się liczyć z grzywną nawet dziesięciokrotnie wyższą. Ale większość takich spraw z ubiegłego sezonu jeszcze nie doczekało się rozstrzygnięcia.