Rozmowa z Moniką Tofil, dyrektor Niepublicznego Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Rejowcu.
• W formie ogłoszenia przedstawiła pani swoje racje w konflikcie z minister edukacji narodowej i lubelską kurator oświaty. Co panią do tego skłoniło?
- Od końca marca nie został do nas skierowany żaden nieletni, a ci, którzy byli pod naszą opieką zgodnie z poleceniem ministra zostali przeniesieni do innych placówek. Do tej pory kuratorium, ani ministerstwo nie podjęło decyzji administracyjnej, która by ten stan rzeczy sankcjonowała. Stanowisko „Kłamstwa i manipulacje sposobem na zniszczenie NMOW w Rejowcu” opublikowałam, aby opinia publiczna dowiedziała się, o co w całym tym zamieszaniu naprawdę chodzi.
• Nie o to, że w czynnym jeszcze ośrodku doszło do serii drastycznych zdarzeń zagrażających bezpieczeństwu wychowanków?
- Niestety takie placówki jak nasza niosą za sobą ryzyko wystąpienia zdarzeń o charakterze kryminalnym. Również u nas doszło do aktów przemocy. Niemniej jednak w porównaniu z innymi placówkami, chociażby MOW w Puławach, czy Podgłębokiem nasz ośrodek wyróżniał się zdecydowanie na korzyść. Dlaczego nas się karze, a państwowe ośrodki, mimo zatrważających statystyk zdarzeń funkcjonują w najlepsze?
• Wiem, że w ośrodku kontrola goniła kontrolę…
- No i cóż z tego, że wyniki były dla nas pozytywne. Okazało się, że dla kuratorium nie miało to żadnego znaczenia. Kurator Teresa Misiuk okazała się likwidatorem ośrodka, a nie państwowym urzędnikiem, którego ustawowym zadaniem jest wspomaganie placówek oświatowych. Mamy trzy protokoły kuratoryjne i żaden z nich nie zawiera zaleceń. Kurator pytana, co mamy jeszcze zrobić, aby dzieci do nas wróciły odparła, że jeśli z jej strony liczymy na podpowiedź, to jesteśmy w błędzie.
• Czyli reaktywowanie waszego NMOW minister uzależnia od decyzji kurator, a ta z kolei ogląda się na minister?
- Dla nas to swoiste błędne koło, które napędza jeszcze jedna osoba, czyli poseł Beata Mazurek, partyjna koleżanka, ale i przyjaciółka minister Anny Zalewskiej. Na łamach jednego z lokalnych tygodników zapowiedziała, że zrobi wszystko, co w jej mocy, aby doprowadzić do zamknięcia ośrodka. Zdaję sobie sprawę, że w tej relacji nie mam najmniejszych szans. Tym bardziej, że poparł go także wojewoda lubelski, do którego wystosowaliśmy skargę na działanie kuratorium.
• Poddaje się pani?
- Zachowuję resztki nadziei, że jednak uda nam się uratować ośrodek. Boli mnie, że po przeniesieniu do innej placówki jeden z naszych wychowanków w ostatniej chwili został odcięty od sznura. Wiem o jeszcze jednej próbie samobójczej, jak i o tym, że w nowym ośrodku „nasz” podopieczny został tak pobity przez rówieśników, że trafił do szpitala. Wciąż utrzymuję też kontakt z grupą ponad sześćdziesięciu pracowników, których musiałam zwolnić.
Z drugiej strony konfliktu
– Zgodnie z przepisami wizytatorzy mogą wydawać dyrektorom szkół i placówek zalecenia wynikające z przeprowadzonych czynności wraz z terminem ich realizacji – odpowiedziała kurator.
– Celem zaleceń jest skorygowanie tych działań szkoły, które są niezgodne z prawem. Każde zalecenie musi zatem powoływać się na odpowiedni przepis prawa oświatowego, któremu szkoła uchybiła lub wbrew któremu działa i z tego względu szczegółowe zalecenia zawarte w protokołach nie dotyczą „konkretnych wymagań”, ale odnoszą się do właściwych aktów prawnych – mówi Teresa Misiuk, lubelska kurator oświaty, pytana jakie wymagania w zakresie bezpieczeństwa wychowanków nie zostały spełnione przez NMOW w Rejowcu.
– Te wymagania zostały pośrednio określone we wnioskach wynikających z kontroli wskazujących na przyczyny niespełniania przez placówkę wymogu zapewnienia wychowankom bezpiecznych warunków pobytu. To na przykład nieprowadzenie przez dyrekcję postępowań wyjaśniających, mających na celu ustalenie wszystkich okoliczności oraz osób, w tym pracowników ośrodka, odpowiedzialnych za zaistnienie zdarzeń przemocowych. Ponadto zabrakło analizy tych zdarzeń pod kątem wniosków dla ośrodka w celu poprawy bezpieczeństwa wychowanków poprzez zapobieżenie kolejnym podobnym zdarzeniom, popełnianie przez dyrekcję i/lub wychowawców określonych błędów lub zaniedbań wychowawczych. Kolejne przyczyny to brak konsekwencji w stosowaniu środków wychowawczych, nieinformowanie organów ścigania o czynach karalnych popełnianych przez młodzież na terenie ośrodka i poza nim, brak u kadry kierowniczej doświadczenia i odpowiednich kompetencji w zakresie kierowania placówką wychowawczo – resocjalizacyjną, utrata przez dyrekcję i kadrę pedagogiczną kontroli nad placówką na rzecz działających tu grup przestępczych i ich liderów.
(not. bar)