Poszło o rosół, który ponoć miał być nieświeży. Do tego nie wszyscy mieli dostać drugie danie. Przyjęcie komunijne w restauracji „Krokus” w Chełmie zakończyło się karczemną awanturą, szarpaniem i wyzwiskami. Sprawą zajęła się policja i prokuratura.
Awantura, która wybuchła w lokalu, przeniosła się do internetu. Matka dziecka, która zamówiła przyjęcie, szczegółową informację o tym, co ją spotkało w „Krokusie”, zamieściła na facebookowej grupie „Mini giełda Chełm”.
Zdaniem pani Sylwii rosół ewidentnie był popsuty, a drugich dań zabrakło dla dwóch osób. Właściciel lokalu miał odmówić zwrotu pieniędzy, natomiast wobec niej miał kierować groźby i się z nią szarpać. Wszystko to działo się na zapleczu lokalu, gdyż jego gospodarz ponoć nie chciał wyjść do pani Sylwii, aby wysłuchać jej reklamacji. A podczas wymiany słów miał nazwać jej gości „bydłem”.
Pani Sylwia nie chciała rozmawiać z Dziennikiem twierdząc, że tak zasugerował jej zaangażowany przez nią adwokat. Jej post z zarzutami już został usunięty. Oliwy do ognia w całej tej sprawie dolał natomiast szef „Krokusa”, składając wyjaśnienia na firmowym koncie na Facebooku.
– Pani Sylwia mija się z prawdą – napisał Anatol Kowalczyk. – Przyjęcie zostało zrealizowane zgodnie ze złożonym zamówieniem, nie było żadnych braków ani zamian, o czym była mowa w poście.
– Jeśli chodzi o menu, nie mamy sobie nic do zarzucenia – mówi nam Kowalczyk. – Wydaliśmy to, co zostało zamówione. – Jeśli chodzi o rosół, to w obecności pani Sylwii przeprowadziliśmy z pracownicą degustację i był w porządku.
Kowalczyk zarzeka się, że zamówienie obejmowało 12 schabowych i siedem nugetsów. Tymczasem podczas przyjęcia pani Sylwia upierała się, że zamówiła 14 schabowych i pięć nugetsów.
– Chociaż byłem pewny swego, to aby nie popsuć sobie opinii zgodziłem się zwrócić klientce pieniądze za wydane rosoły i zakwestionowane przez nią nugetsy – dodaje Kowalczyk. – Otrzymała 170 zł. Kiedy myślałem, że jest już po sprawie, kobieta przyniosła mi robaczka, którego na cieście znalazł jeden z biesiadników. Wytłumaczyłem jej, że ciasta zostały do naszego lokalu dostarczone od innego producenta, a więc my z tą wpadką nie możemy mieć nic wspólnego.
Pani Sylwia wróciła do gości, którzy w „Krokusie” byli około czterech godzin. Kiedy pierwsi z nich zaczęli już opuszczać lokal, klientka zwróciła się do barmanki, aby oddała jej 90 zł za osobę, która nie przyszła na przyjęcie. Barmanka poszła z tym do szefa, który stanowczo odmówił wypłacenia pieniędzy. Gotów był zapakować i wydać nie zjedzony posiłek. I wtedy doszło do awantury.
– Usłyszałem między innymi, że jestem zdziercą, prostakiem, i że ona nie wyjdzie dopóki nie otrzyma pieniędzy – tłumaczy Kowalczyk. – W pewnym momencie kobieta wybiegła, po czym wróciła z siostrą. Zagroziły mi, że jeśli nie oddam kasy, to obsmarują mnie w internecie. Kiedy chciałem zadzwonić na policję, kobieta wyrwała mi telefon i cisnęła nim o półkę. Wszystko to działo się w pomieszczeniach produkcyjnych lokalu. Kobiety utrudniały pracę kuchni i stwarzały zagrożenie. Nie ukrywam, że w końcu siłą wypchnąłem je na zewnątrz. Wybiegły z krzykiem, że zostały pobite. Na te krzyki zareagował jej mąż i jego kolega. Obaj rzucili się na mnie z pięściami, aż rozdzieliła nas kucharka. W czasie szamotaniny krzyczeli, że jeszcze mnie zaje…ą na mieście.
Jeśli pod pierwszym postem pani Sylwii posypały się komentarze w dużej części krytyczne wobec jej oponenta, to już po jego wpisie ich ciężar gatunkowy się odwrócił. Przeważały w tonie ujętym przez jedną z internautek: „Za 90 złotych zepsuć własnemu dziecku taki ważny dzień... Żeby mi jedzenie ledwie przez gardło przechodziło to dwa razy bym się zastanowiła”.
Pani Sylwia stanowczo zareagowała na stanowisko restauratora, podtrzymując swoje wcześniejsze roszczenia i zarzucając oponentowi kłamstwa. Strony licytują się też, kto pierwszy wezwał policję. Na wniosek pani Sylwii do „Krokusa” cztery dni po incydencie zapukali inspektorzy sanepidu. Tak pani Sylwia, jak i restaurator złożyli w prokuraturze i na policji zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa.
– Wpłynęła do nas skarga na bliżej nie określone groźby i naruszenie nietykalności cielesnej – przyznaje Leszek Wieczerza, prokurator rejonowy w Chełmie. – Skarżąca będzie musiała to swoje wystąpienie skonkretyzować.
Z kolei Kowalczyk w złożonym w policji zawiadomieniu zarzucił kobiecie naruszenie miru domowego, uszkodzenie telefonu, kierowanie pod jego adresem gróźb karalnych oraz to, że jej mąż naruszył jego nietykalność.
>>>