Dziś o północy na jednej z chełmskich stacji paliw 27-letni mężczyzna rozlał z plastikowej bańki benzynę i ją podpalił. Gdyby pracownik stacji nie stłumił płomieni, mogłoby tam dojść do tragedii. W zbiornikach było 50 tys. litrów paliwa.
- Z relacji pracowników, którzy tej nocy mieli dyżur wynika, że ten mężczyzna najpierw kupił spryskiwacz do szyb - mówi Zbigniew Milewski, współwłaściciel stacji. - Następnie wylał całą zawartość i udał się do dystrybutora paliwa.
Mając na uwadze stan, w jakim się znajdował, pracownicy zablokowali dystrybutor. W końcu jeden z nich sam napełnił benzyną plastikowy pojemnik i podał "klientowi”.
Mariusz M. nie płacąc za paliwo zaczął się oddalać. Kiedy zwrócono mu uwagę, że ma uregulować rachunek, ten odkręcił korek i zaczął wylewać benzynę obok dystrybutorów. Pracownik wyrwał mu z rąk niemal pusty już pojemnik, ale pijany mężczyzna sięgnął po zapalniczkę i podpalił rozlaną benzynę.
Pracownik stacji natychmiast chwycił za gaśnicę proszkową. W ciągu kilku sekund stłumił ogień. Mariusz M. spokojnie się temu przyglądał, co raz pytając, dlaczego na miejscu nie ma jeszcze policji. W końcu doczekał się.
Trzeźwiał w policyjnym areszcie. Jutro przesłucha go prokurator. Za spowodowanie zagrożenia dla wielu osób i mienia wielkiej wartości grozi mu kara do 8 lat więzienia.
- Dystrybutory paliwa zaopatrzone są w zawory bezpieczeństwa, a więc trudno mówić, że mogło dojść do eksplozji. Niemniej jednak i tej ewentualności nie można było wykluczyć. - mówi Tomasz Ważny z Państwowej Straży Pożarnej w Chełmie.
- Realnie zagrożone były natomiast zbiorniki z gazem. Tym bardziej, że płonąca benzyna spływała w ich stronę - dodaje.
Kiedy strażacy przyjechali na miejsce ogień był już stłumiony. Pozostało im jedynie asystować przy usuwaniu resztek paliwa.