Wiesława Zając, zastępca wójta w gminie Dubienka, jest przekonana, że dopóki ludzie będą zmuszeni szukać pracy poza miejscem swojego zamieszkania, w gminie dzieci będzie się rodziło coraz mniej. – Młodzi wyjeżdżają na studia do miasta, potem znajdują tam pracę i już nie wracają. Becikowe w takiej sytuacji niewiele pomoże – uważa Zając. – Zresztą takie rozwiązanie to pomoc doraźna, która na długo nie starczy. A dziecko trzeba nakarmić, ubrać, potem posłać do szkoły...
Zastępca wójta podkreśla, że choć większość rodzin w gminie ma co najwyżej dwoje dzieci, to i tak boryka się z problemami finansowymi. Większość z nich, aby związać koniec z końcem musi korzystać ze wsparcia pomocy społecznej. Młode matki ze wsi,
choć nie odżegnują się od posiadania potomstwa, często odwlekają tę decyzję. – Jesteśmy trzy lata po ślubie i ciągle nie możemy zdecydować się na dziecko – mówi 25-letnia Marzena. – Mąż nie ma pracy,
ja też. Gdyby nie pomoc rodziców nie mielibyśmy za co żyć. Jak tu myśleć o dziecku? Tysiąc złotych becikowego to pieniądze nie do pogardzenia. Ale co potem?
Mało dzieci rodzi się nie tylko w Dubience. To problem wielu gmin. Według danych Urzędu Statystycznego w Lublinie w pierwszym półroczu tego roku w gminie Siennica Różana przyszło na świat zaledwie 10 maluchów. Tyle samo urodziło się w Wyrykach. To i tak nie jest najgorzej w województwie. Rekordy pod tym względem bije bowiem gmina Podedwórze (pow. Parczew), gdzie do końca czerwca urodziło się tylko sześcioro dzieci.