Joanna Zygmunt z Chełma jest przerażona gwałtownym wzrostem cen owoców i warzyw. Dzisiaj kupiła dzieciom na rynku tylko pół kilo truskawek. Rok wcześniej o tej porze mogła sobie pozwolić na kilogram.
– Średnio warzywa i owoce na naszych straganach zdrożały o około 30 proc – mówi Krzysztof Nadworski, kupiec z chełmskiego targowiska przy ul. ks. Popiełuszki. – Ceny wywindowali producenci. Złożyła się na to surowa zima, powodzie i niekorzystna dla małych gospodarstw polityka rządu. Funkcjonują na granicy, a nawet poniżej opłacalności.
Sąsiadka Nadworskiego uważa, że nie ceny są podstawowym problemem, ale brak towaru.
– Na moim straganie nie ma na przykład kalafiora, ani brokuła, chociaż klienci o te warzywa pytają – mówi. – Nie przywiozłam ich z giełdy w Elizówce, bo po prostu nie było ich tam od kogo kupić.
Handlarki nie dziwi, że producenci podnoszą ceny. Sprzyja temu brak konkurencyjności. Jeśli od lat do Elizówki zjeżdżali z towarem sadownicy, czy ogrodnicy z sandomierskiego, to po powodziach ich już nie ma.
Dlatego bywa, że na całej giełdzie można spotkać zaledwie jeden samochód z kalafiorami, czy kapustą. Naturalną koleją rzeczy taki "singiel” dyktuje cenę.
– Jeśli chodzi o owoce i warzywa to mamy bardzo zły rok – mówi Joanna Wawrzyszuk z rejowieckiego oddziału Lubelskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Końskowoli. – Kiedy owocowe drzewa kwitły, padał deszcz i nie było mowy o zapylaniu kwiatów przez pszczoły. Później przyszła susza, a więc owoce dobrze się nie rozwijały.
A później, jak wszyscy pamiętają, wróciły ulewne deszcze, które spowodowały rozprzestrzenianie się chorób grzybowych również w warzywnikach.
– Na przykład ogórki zaatakował mączniak rzekomy, a pomidory i ziemniaki zaraza ziemniaczana. Jeszcze wcześniej, na koniec zbiorów truskawek, pojawiła się szara pleśń i skutecznie ograniczyła zbiory – dodaje Wawrzyszuk.