Wydanie rozkazu pacyfikacji wsi Chłaniów i Kolonia Władysławina pod Krasnymstawem oraz zabójstwo 44 osób – taki zarzut może wkrótce usłyszeć 97-letni Michael Karkoc, pseudonim Wołk
Wszystko wskazuje na to, że Wołk (niem. Wolf), dowódca kompanii Ukraińskiego Legionu Samoobrony mieszka w Minneapolis (USA). Lubelscy śledczy chcą potwierdzić jego tożsamość, by postawić mu zarzut popełnienia zbrodni wojennych.
Karkoc dowodził 2. kompanią Ukraińskiego Legionu Samoobrony, czyli dobrze uzbrojonej ochotniczej jednostki ściśle współpracującej z SS. W lipcu 1944 r. podczas przejścia w kierunku Warszawy na terenie powiatu krasnostawskiego oddział został ostrzelany przez polskich partyzantów. W odwecie Wołk podjął decyzję o pacyfikacji wsi Chłoniów oraz Kolonia Władysławina. Przed atakiem zapowiedział swoim podwładnym, że „nikt nie może wyjść żywy”.
Ukraińcy i Niemcy zamordowali wtedy 44 Polaków, w tym kobiety i dzieci, zrabowali ich majątek. Zbrodnia została potwierdzona m.in. w oparciu o zeznania członków ULS składanych przed polskim sądem.
Po wojnie trop Karkoca zaginął. Trzy lata temu Stephen Ankier, który zajmuje się tropieniem nazistów odkrył, że zbrodniarz mieszka w USA pod niezmienionym nazwiskiem.
– Mężczyzna, którego podejrzewamy o popełnienie zbrodni, po wojnie zwrócił się o przyznanie obywatelstwa najpierw do Niemiec, a potem do Stanów Zjednoczonych. Osiadł w tym drugim kraju. Pracował. Był stolarzem. Czynnie uczestniczył też w diasporze ukraińskiej – relacjonuje prokurator Dariusz Antoniak z lubelskiego oddziału Komisji Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu IPN.
Zanim lubelscy śledczy postawią mu zarzut popełnienia zbrodni wojennych, muszą jednak potwierdzić jego tożsamość. Sprawa nie jest oczywista, bo po wojnie zdarzały się przypadki „kradzieży osobowości” i podawania się za inną osobę. Prokuratorzy dysponują też bardzo nikłym materiałem dowodowym. Ponieważ nie ma już praktycznie możliwości uzyskania zeznań od żyjących świadków, jedyną możliwością jest analiza grafologiczna. Do dziś zachowała się „Lista miechowska”, czyli potwierdzenie przyjęcia żołdu przez członków Ukraińskiego Legionu Samoobrony. Figurują na niej podpisy m.in. Karkoca (otrzymał 120 marek niemieckich) oraz jego siostry Marii. Biegły grafolog porównał podpis Wołka z próbką pisma Karkoca znajdującą się w amerykańskich dokumentach migracyjnych z lat 1949–1959.
– Opinia nie była jednoznaczna – przyznaje prokurator Antoniak. – Bowiem pierwszy z dokumentów sporządzony jest cyrylicą, a drugi alfabetem łacińskim. Trudno je porównać, bo mają inne łączenia liter, inne konfiguracje głosek. Mimo to zwrócimy się także do berlińskiego Bundesarchiv z prośbą o udostępnienie do porównania znajdującej się tam próbki pisma.
Kiedy grafologom uda się potwierdzić tożsamość mężczyzny, lubelscy śledczy będą mogli przedstawić mu zarzut oraz wystąpić o ekstradycję lub wydalenie z terenu USA. Amerykanie sugerują to drugie rozwiązanie (powodem mogłoby być zatajenie przy staraniu się o wjazd na terytorium tego kraju służby wojskowej). Jest to procedura znacznie szybsza. Śledczy obawiają się jednak, że jeśli to ona zostanie zastosowana, to Karkoc będzie mógł zostać wydalony na Ukrainę i nie będą mieli możliwości pociągnięcia go do odpowiedzialności.
Z Michaelem Karkocem nie przeprowadzono jeszcze żadnych czynności procesowych. Mężczyzna wie jednak, że interesują się nim śledczy. Nie komentuje jednak ich przypuszczeń. Głos zabrał jego syn, który wyganiając dziennikarzy zainteresowanych sprawą powiedział tylko, że jego ojciec jest niewinny i nie ma krwi na rękach.