Prawdziwi wędkarze rozpoczynają sezon od przeglądu, naprawy i uzupełnienia sprzętu. Dla sprzedawców nadszedł czas połowów klientów.
W kwietniu przygotowują dla nich specjalną ofertę.
Dla ponad 5 tysięcy chełmskich wędkarzy nie ma złej pogody ani pory. Pasjonaci łowią przez cały rok. Utarło się jednak, że oficjalnie rozpoczynają sezon 1 maja, kiedy kończy się sezon ochronny na szczupaka. - Dla nas to szczególne święto, które należy uczcić wybierając się z wędką nad wodę - mówi Adam Walczuk, członek prezydium Zarządu Okręgu PZW w Chełmie. - Aby nic nie stało temu na przeszkodzie w poszczególnych kołach PZW otwarcie sezonu, najczęściej w formie zawodów wędkarskich organizowane jest jeszcze w kwietniu.
Rasowi wędkarze przed pierwszym wyjściem nad wodę skrupulatnie przeglądają, naprawiają i uzupełniają sprzęt. - Świętą zasadą jest wymiana starych żyłek na nowe - mówi Marian Kryłowicz. - Stare najlepiej wyrzucić, choćby po to, by nie drzeć potem włosów z głowy, że zerwała nam się kilkukilogramowa ryba.
Zdaniem Kryłowicza opłaci się też wymienić uszkodzone przelotki i tak je przeszlifować, by nie przetarła się na nich żyłka. Ponadto, aby nie wstydzić się przed innymi wędkarzami, wypada pocerować podbieraki i sadze, czyli siatki do przechowywania złowionych ryb.
O tym, że wędkarski sezon nabiera rozpędu świadczy i to, że wędkarze spieszą się z płaceniem składek. Jeśli nie uporają się z tym przed końcem kwietnia, to będą musieli zapłacić wpisowe. W przypadku dorosłych to 25 zł. Młodzież do lat 16 płaci 12 zł. Analogicznie suma rocznych składek okręgowej i członkowskiej w chełmskim okręgu została ustalona na 123 i 61 zł.
- Kto chce spokojnie spędzać czas nad wodą z wędką, musi płacić składki - mówi Krzysztof Daniłow, szef biura Zarządu Okręgu PZW w Chełmie. - W porównaniu z innymi okręgami w kraju i tak zostały one ustalone na niskim poziomie.
Daniłow przypomina, że łowienie ryb bez uprawnień jest wykroczeniem dotkliwie karanym przez sądy grodzkie. Grzywna w wysokości siedmiuset czy tysiąca złotych bywa dotkliwa.
Kryłowicz, korzystając z oferty jednego z dyskontów, zaopatrzył się w kołowrotek za 20 zł i stojak pod cztery wędki za 39 zł. Do tego nabył jeszcze wędzisko bezprzelotkowe z kompletnym wyposażeniem za 79 zł. Wśród jego braci wędkarzy są jednak i tacy, których było stać na zakup wędki wartej 5-7 tys. zł. Walczuk dowiedział się niedawno, że któryś z jego kolegów pozwolił sobie na 14-metrową wyczynową "tykę” za ponad 10 tys. zł.