Eugeniusz Andrasik z Chełma miał przykrą przygodę. Na przejściu dla pieszych poślizgnął się i przewrócił na rozlanym przez drogowców lepiku. Ma do nich żal, że na czas robót nie zabezpieczyli przejścia i że po wypadku mu nie pomogli.
Gdy Andrasik wchodził na przejście obok ronda Jana Pawła II przy Hotelu "Kamena” nie spodziewał się, coś takiego go spotka. Pasy nie było zagrodzone taśmą, ani zastawione barierką. Tymczasem ledwo postawił nogę na jezdni, już rozciągnął się jak długi.
– Przyznaję, że kiedy już przechodnie pomogli mi stanąć na nogi, jakiś młody człowiek, prawdopodobnie z kierownictwa robót, zaprowadził mnie do ich bazy. Dał mi tam szmatkę, butelkę z benzyną i sobie poszedł. Więcej go nie widziałem – opowiada nasz Czytelnik.
Pan Eugeniusz wezwał w końcu na pomoc zięcia, który przyjechał po niego samochodem i przywiózł mu czyste ubranie. Marynarkę i spodnie zachował tylko po to, aby je nam pokazać. Nie zamierza występować do drogowców o odszkodowanie.
Oczekuje natomiast, że jego przypadek czegoś ich nauczy. – Skoro prowadzą intensywne roboty drogowe w centrum miasta, to powinni liczyć się także z przechodniami i w żaden sposób nie narażać ich na niebezpieczeństwo – mówi mężczyzna.
Kiedy on sam pracował jeszcze w Zakładzie Energetycznym, to kardynalną zasadą było takie organizowanie pracy, aby nikomu przypadkowemu nie stała się krzywda.
– Za bezpieczeństwo w obrębie placu budowy bezwzględnie odpowiada wykonawca – mówi Krzysztof Tomasik, dyrektor Zarządu Dróg Miejskich. – Jeśli pan Andrasik czuje się poszkodowany, może się do nas zgłosić, a my podamy mu adres odpowiedzialnej firmy. Wykonawcy są na podobne okoliczności ubezpieczeni.