Na żarłoczne zwierzęta nic nie działa: odstraszacze zapachowe, grodzenie pól ani petardy. Dziki metodycznie niszczą ar za arem. Bezradni rolnicy już nawet nocują na polach pilnując upraw.
- Co z tego - mówi Czesław Czarnecki. - Dziki w ogóle się nie boją. Wchodzą jak do siebie. Ryją co popadnie. Kartofle tu u nas po trzy razy ludzie już w tym roku sadzili, a i tak nic z nich nie będzie, bo dziki dalej buszują. Teraz biorą się jeszcze za pszenicę.
Rolnicy nocami pilnują swoich upraw. - Ja wychodzę po parę razy w nocy z latarką - mówi Danuta Czarnecka. - Mam taką metalową wannę na polu, to stukam w nią kijem, żeby hałas zrobić. Ale jakbym zobaczyła z bliska dzika, to nic tylko uciekać. On by na pewno nie uciekł, bo te dziki to wcale się ludzi nie boją. Pod sam dom przychodzą.
Zdaniem myśliwych zwiększenie liczby dzików, to efekt łagodnych zim i wysokobiałkowego pokarmu. Na zmniejszenie populacji nie mają wpływu nawet prowadzone odstrzały, których jest więcej niż w ubiegłych latach.
Rolnicy próbują różnych sposobów, aby z dzikami walczyć: zostawiają w zagonach na noc włączone radio, odpalają petardy, śpią w samochodach z zapalonymi światłami, a nawet włączają alarmy. Wszystko na nic. A starty coraz większe.
- Niby są te odszkodowania od kół łowieckich, ale co to za pieniądze - mówi Wiesław Niemczuk. - Oni liczą np., że z hektara zbiera się 18 ton i tak płacą. A to bzdura. Z hektara to nawet 40 ton można uzyskać. A gdzie koszty naszej pracy, nawozów, oprysków? Starty idą w tysiące, a nam dają grosze.
To nie jedyny problem. Rolnicy skarżą się też, że ze zgłaszaniem szkód muszą czekać, bo myśliwi za zniszczenia na tym samym polu płacą tylko raz w roku. Jeśli więc ktoś dostanie odszkodowanie w lipcu, a dziki znowu zniszczą mu uprawę na tej samej działce, pieniędzy już nie będzie.
- To nie do końca jest tak - mówi Jan Szalewicz, łowczy Koła Łowieckiego "Bażant” ze Świdnika. - Jeśli rolnik zgłosi nam, że ponownie na tej samej działce coś posadził, a zwierzęta znowu mu to zniszczą, odszkodowanie wypłacimy. Musimy mieć jednak informację, że pojawiła się tam nowa uprawa.
A co do wysokości odszkodowań, to zawsze jest tak, że ktoś będzie niezadowolony. Do każdej straty podchodzimy indywidualnie. Nigdy nie będzie tak, że rolnik za zaniedbane pole dostanie tyle samo, ile jego sąsiad, który bardziej dbał o swoją uprawę.
Wojciech Sawa, wójt gminy dorohusk zapowiada, że wstawi się za rolnikami. - Do wszystkich kół łowieckich, które mają tereny w naszej gminie wyślę pisma. Poinformuję w nich o skargach rolników i zwrócę uwagę na krzywdzący dla rolników sposób szacowania strat - mówi Sawa.