

Mogli pacjentów uprzedzić. A tak, zamiast wejść o oznaczonym czasie musiałam czekać cztery godziny – opowiada o swych wtorkowych przeżyciach pacjentka kardiologii chełmskiego szpitala wojewódzkiego. – Ale lekarzy uprzedzili i ci pojawili się dopiero po południu, zdziwieni, że mamy pretensje, że nam nikt nic nie powiedział.

Prądu nie było w chełmskim szpitalu we wtorek (29 grudnia) od godziny 8 rano do 12. – Spokojnie, to nie była awaria, tylko zaplanowane miesiąc wcześniej prace energetyków przy instalacjach – mówi Lech Litwin, dyrektor do spraw medycznych szpitala wojewódzkiego w Chełmie. – Oczywiście zabezpieczyliśmy wszystkie procedury medyczne. Nie było cienia niebezpieczeństwa, że nagle zabraknie prądu do respiratorów czy innych urządzeń medycznych czy zabiegowych. Życie i zdrowie pacjentów nie było zagrożone.
Ale szpital to nie tylko aparatura medyczna, to też komputery, monitory, drukarki i kilkaset sztuk innego sprzętu, który musi działać, żeby oddziały mogły normalnie funkcjonować. W przypadku np. braku zasilania, sieć jest jednak na tzw. podtrzymaniu, czyli prąd dostarcza szpitalny agregat. Sprzęt wystarczy przepiąć do innego źródła i kłopotu nie ma.
Ale 29 grudnia, na niektórych oddziałach szpitala w Chełmie, był z tym kłopot. Tego dnia nasza Czytelniczka miała wyznaczoną kilka tygodni wcześniej konsultację z lekarzem. – Byłam przed dziewiątą. Na korytarzach półmrok, w gabinecie też. Zdążyli mi zrobić EKG i tyle – opowiada. – Komputer nie działał. Odesłano mnie na korytarz. Usiadłam z innymi. Wyszła do nas pielęgniarka i powiedziała, że nie ma prądu i dopiero po 12 będzie. Kolejka jęknęła. Rozumiem tych ludzi, ja mieszkam w Chełmie, ale obok siedział mężczyzna z Hrubieszowa. "Zaczekam" – powiedział. Dobrze, że czekał w środku, a nie kazali mu wyjść ze szpitala, bo był ziąb.
Zdaniem naszej Czytelniczki, trzeba było pacjentów uprzedzić. – To kilka telefonów. Skoro lekarzy uprzedzono, i kardiolog przyjechał z Lublina później, gdy już wszystko działało, to pielęgniarka mogła obdzwonić pacjentów. Nie jest to dużo pracy, a można ulżyć schorowanym ludziom.
