Kiedy w sobotę po godz. 23 Jerzy D., chełmski taksówkarz, zażądał od marudnego pasażera zaliczki za przeciągający się kurs, ten pochylił się, jakby sięgając po pieniądze do kieszeni.
na gardle, dawaj dwieście złotych”. Pasażer od początku nie podobał się kierowcy. Zwrócił uwagę, że mężczyzna usiadł prawie za jego plecami. Na dodatek zakrywał twarz wysokim kołnierzem.
– Zamówił kurs do Okszowa – mówi Jerzy D. – Zaraz zmienił decyzję, każąc wieźć się pod kładkę ponad torami przy ul. Rampa Brzeska. Niby rozglądał się za kimś. Następnie zażyczył sobie, by podjechać pod szkolny internat przy ul. Wiejskiej. Tam zażądałem zaliczki, a on zaatakował. Chociaż byłem uwięziony pomiędzy fotelem i kierownicą, to jednak udało mi się obrócić w stronę napastnika i zacząć okładać go pięściami. Chyba się tego nie spodziewał,
bo wyskoczył z samochodu i zniknął pomiędzy budynkami. Ja byłem tak zdenerwowany, że w tym momencie nie mogłem ręką wymacać klamki. O pościgu nie było mowy.
Jerzy D. przez radio powiadomił swoją dyspozytorkę, że został napadnięty i by ta wezwała policję. Na miejsce natychmiast przyjechało też kilku jego kolegów, którzy przez swoje radia słyszeli rozmowę. Po napastniku
nie było jednak już ani śladu. Nie pomógł nawet policyjny pies tropiący.
Ze starcia z bandytą Jerzy D. wyszedł z rozoraną od ucha do brody twarzą oraz rozbitym nosem.