Pacjent chełmskiego szpitala zginął podczas przewożenia go z oddziału na oddział. Spadł z wózka, gdy potknął się towarzyszący mu sanitariusz. Mimo natychmiastowej operacji poszkodowany zmarł. Szpital sprawę próbował zataić.
Mimo natychmiastowej operacji 68-letni Stanisław M. zmarł.
W szpitalu wszyscy milczą. Jak się dowiedzieliśmy, wypadku nigdzie nie zgłoszono. Prokuratura dowiedziała się o nim wczoraj rano od osoby spoza szpitala. Śledztwo dotyczy nieumyślnego spowodowania śmierci.
– Dotychczas zabezpieczyliśmy dokumentację medyczną i zarządziliśmy na 8 marca sekcję zwłok – mówi Zbigniew Betka, szef chełmskiej delegatury Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
– Wczoraj przez kilka godzin w szpitalu było piekło – mówi jeden z pracowników o tym, co działo się, kiedy pojawiła się ekipa prokuratorska.
Jacek Solarz, dyrektor szpitala, był wczoraj w Warszawie. O zdarzeniu dowiedział się od swojego zastępcy. Powołał komisję dla wyjaśnienia okoliczności wypadku. Odmówił jakichkolwiek informacji, zasłaniając się dobrem postępowania prokuratorskiego i tajemnicą lekarską. Szpital składa się z pięciu budynków. Przewożenie pacjentów pomiędzy oddziałami i budynkami jest tam na porządku dziennym.
Stanisław M. korzystał z dializ w chełmskim szpitalu od dłuższego czasu. Jak udało się nam ustalić, czwartkowy wypadek nie był pierwszym, który przytrafił mu się w czasie transportu na zabieg. Niedawno wioząca go karetka miała wypadek. Wtedy też doznał poważnego obrażenia głowy. Skutkiem mógł być krwiak mózgu. Jak powiedział nam prokurator Betka, dopiero sekcja zwłok wykaże, który z wypadków przyczynił się w większym stopniu do śmierci chorego.