Futro nie rośnie na drzewach. Zanim stanie się towarem, ktoś musi go zedrzeć z jego właściciela - tłumaczyli działacze Stowarzyszenia "Freedom”.
Pretekstem do happeningu był obchodzony wczoraj "Dzień bez futra”. Krasnystaw dołączył do 170 miast w Polsce, w których odbywały się manifestacje w obronie zwierząt futerkowych. - Dzisiaj większość społeczeństwa nastawiona jest tylko na konsumpcję - twierdzi Izabela Gawęcka, organizatorka akcji. - Ludzie ci nie są świadomi, że za ich zachciankami kryje się ogromne cierpienie zwierząt. Chcemy, żeby kupując futra o tym wiedzieli.
Wolontariusze biorący udział w akcji rozdawali przechodniom ulotki. Jedna z nich przedstawiała zdjęcie kobiety trzymającej obdarte ze skóry zwierzę. Zbierali też podpisy pod petycją przeciwko hodowaniu zwierząt futerkowych. - Poparło nas ponad 150 osób - mówi Patrycja Żebrowska. Wśród nich była Wioletta Chruściel. - Młodzi ekolodzy maja rację. Noszenie naturalnych futer, czy skór jest bez sensu.
Przecież producenci mają tyle innych materiałów i tworzyw - argumentuje Chruściel.
Jednak nie wszyscy byli tego samego zdania. - Teraz protestujecie, a za parę lat same będziecie w futrach chodzić - krzyczała do wolontariuszek jedna z kobiet. Inna tłumaczyła się, dlaczego chodzi w jesionce z futrzanym kołnierzem. - To jest bardzo ciepłe ubranie, a ja już pewnie w życiu nic nowego sobie nie kupię. Nie uważam, że robię coś złego - wyjaśniła.
Te tłumaczenia nie przekonały manifestujących. - Żyjemy w XXI wieku. Nie musimy polować ani ubierać się w skóry, żeby było nam ciepło - twierdzi Katarzyna Jasińska. - Ludziom wydaje się, że nosząc futra są wyżej w hierarchii społecznej. Nieprawda! My będziemy na nich patrzeć jak na oprawców bezbronnych zwierząt.