O przepisie na udany scenariusz, talencie Bogusława Lindy i pracy nad najnowszym filmem opowiadał podczas spotkania na festiwalu „Dwa Brzegi” Janusz Zaorski. Spotkanie z reżyserem było zwieńczeniem kilkudniowych pokazów filmów jego autorstwa.
Uczestnicy Festiwalu Filmu i Sztuki „Dwa Brzegi” mieli okazję obejrzeć w ostatnich dniach cztery dzieła reżysera: „Uciec jak najbliżej”, „Awans”, „Dziecinne pytania oraz „Pokolenia”. Podczas wtorkowego spotkania Zaorski opowiadał, dlaczego według niego pierwszy z wymienionych filmów jest nieudany.
- W moim przekonaniu ten film się mocno zestarzał, jest inaczej opowiadany, bardzo powoli jak na dzisiejsze potrzeby. – mówił Zaorski - Po drugie aktor, który grał główną rolę na zdjęciach próbnych wypadł fantastycznie. Moi koledzy powiedzieli „Stary ty masz farta, bo to jest drugi Zbyszek Cebulski”. I ten aktor przyjechał do Wrocławia, zakochał się w dziewczynie. Tak intensywnie, że jeszcze w trakcie zdjęć wzięli ślub. W ogóle praca w filmie przestała go interesować – dodał.
Ponieważ spotkanie miało charakter otwarty, każdy z uczestników miał możliwość zadania reżyserowi pytania. Część z nich dotyczyła ważności poszczególnych elementów produkcji filmowej oraz przepisu na dobry scenariusz.
- Są różne metody pracy. I jakbym spytał o to różnych reżyserów, każdy by odpowiedział, że coś innego jest dla nich najważniejsze. Krzysztof Zanussi uważa, że scenariusz. Marek Piwowski – dla niego scenariusz jest pretekstem, on wszystko tworzy na planie. Dla Krzysztofa Kieślowskiego - montaż. Dla mnie najważniejszy jest wieczór przed zdjęciami. Wtedy robię ostatnią próbę. Jest operator, są aktorzy i my jeszcze omawiamy to, co jutro będziemy nakręcali – opowiadał Zaorski - Trzy najważniejsze sceny w scenariuszu: po pierwsze konflikt, po drugie konflikt, po trzecie konflikt. Musi być protagonista i antagonista, muszą być walki, sprzeczności, starcie się kompletnie różnych typów, ludzi. Umiejętnie napisany scenariusz musi opierać się bez przerwy na konflikcie – podsumował.
Zaorski wyjaśnił również, jak doszło do jego współpracy z Bogusławem Lindą przy serialu „Punkt widzenia” oraz dlaczego uważa go za nieodkryty przez polską publiczność talent.
- Linda przez rok czy dwa grał w Teatrze Starym. Ale miał pecha, bo trafił na pokolenie, które grało wszystko i dla niego nie było miejsca. Tam grał Trela, Stuhr, Radziwiłowicz. Nie można się było przebić. Poszedł do Wrocławia i zaczął grać główne role. Podczas Warszawskich Spotkań Teatralnych na których wystąpił zaciekawił mnie. Poszliśmy za kulisy i umówiłem się z nim, że będę robił próbne zdjęcia i on przyjedzie. Przyjechał i zagrał fantastycznie. Zrobił mi straszny kłopot, ponieważ nie mogłem przez pół roku znaleźć dla niego partnerki. I na trzy dni przed rozpoczęciem zdjęć zdecydowałem się na ładną blondynkę, żeby przynajmniej męska część widowni miała satysfakcję. Ale ona i tak jemu nie sprostała, on ją przykrywał swoim aktorstwem. Do tego stopnia że musiałem to ratować, troszkę minimalizować mu dialog – tłumaczył reżyser - Linda miał potworny niefart polegający na tym, że w jakim filmie nie zagrał to ten film „na półki” poszedł. I my w środowisku wiedzieliśmy, że to jest wybitny aktor, ale wy go nie znaliście. On zagrał chyba w 7 czy 8 filmach i wszystkie nie były pokazywane. Dopiero po 89 jak Pasikowski wszedł i zaczął Linda grać inne role. A ja zacząłem ubolewać, że młoda widownia nie zna go z tamtych ról. Że oni kojarzą go z „Psami”, z kinem akcji – dodał.
Pod koniec spotkania Zaorski zdradził, że od trzech lat pracuje nad kolejnym projektem. Reżyser nie chciał zdradzać szczegółów, powiedział jedynie, że będzie to komedia o stanie wojennym. Ostatnim filmem fabularnym wyreżyserowanym przez Zaorskiego jest „Syberiada polska”, która na ekrany polskich film weszła w 2011 roku.