Na 300 stronach autorzy serwują nam samą esencję Warszawy przedwojennej, socrealistycznej i współczesnej. Zupełnie jak ekipa Adventure Warsaw, która wozi turystów po mieście rozklekotaną Nysą 522. Ale by przyjrzeć się bliżej, poczuć jak to smakuje, musisz z samochodu wysiąść.
Takim mieniącym się różnymi kolorami kalejdoskopem jest też ten przewodnik. Stolica jest tu na pewno bardziej atrakcyjna i zaskakująca niż w rzeczywistości. Ale to przecież zadanie każdego przewodnika. Za to od innych wydawnictw, obok których „Zrób to...” stoi na księgarskich półkach, odróżnia go wiele.
Po pierwsze, zapomnij o Starym Mieście i innych zabytkach „do odhaczenia”. Zamiast tego: „sprawdź, która godzina” (na zegarze słonecznym na Żoliborzu), „rozejrzyj się” (z tarasu na 30. Pałacu Kultury i Nauki albo z ogrodów na dachu BUW-u) czy „zrób sobie zdjęcie z żyrafą” (metalową, w parku obok zoo). Pomysłów na alternatywne zwiedzanie jest więcej: sfotografuj żyrandole w PKiN, powłócz się po osiedlach, przejdź po torach biegnących donikąd.
Po drugie, nie oczekuj standardowych rozwiązań znanych z innych przewodników. Nie ma tu podziału na to, co do zwiedzania, do mieszkania, do jedzenia. I poniekąd słusznie, bo przecież może się okazać, że najlepszą kawę serwuje nie sieciowa kawiarnia, a niepozorna galeria.
Po trzecie, jeśli interesują cię najnowsze trendy (w modzie, architekturze, czy codziennym życiu warszawiaków) to lepiej trafić nie mogłeś. Dziś w stolicy śniadanie je się na targach zdrowej żywności, a lunch w food trucku. Jak zakupy to na Targach Rzeczy Ładnych albo recyklingowo-designerskiej imprezie Przetwory. Jak relaks to kocyku w parku, albo na karimacie na plaży. Jak spacer to na lokalny targ, albo ogródki działkowe.
Po czwarte, to przewodnik bardzo subiektywny. Jeśli są tu kościoły, to tylko takie które mogą pochwalić się kością mamuta. Jak kino, to tylko takie bez popcornu i „reklam dłuższych niż sam film”. Jeśli hotele to tylko takie z basenem z widokiem na PKiN czy kapsułą do spania. Zwykły hotelowy pokój z kablówką nie zasłużył na uwagę autorów. Jeśli chcieli ukryć Warszawę nudną i przeciętną, a pokazać kreatywne oblicze stolicy, to w pełni im się to udało.
Po piąte, świetny pomysł na wykorzystanie ludzi, którzy na Warszawę patrzą z perspektywy wymagającego mieszkańca. Swoje dwie strony w przewodniku dostali artyści, projektanci, fotografowie. Ktoś poleca lokalny targ, ktoś opuszczone perony, ktoś inny bar mleczny.
Duży plus za nazwiska architektów (nie tylko w opisach budynków, ale też miejsc). I jeszcze większy za szczerość „Decyzję, czy się zapuszczać na Stare Miasto zostawiamy Tobie. My nie przepadamy za tym miejscem, zbyt tłoczno tu od turystów”.