Jeśli wierzyć statystykom to turystami jest już jedna siódma ludzkości. Jedni spędzają urlop w hotelach all inclusive, inni z plecakami zaliczają kolejne "nie turystyczne” cele. Szwedzka dziennikarka nie zostawia suchej nitki na żadnym z nich.
Rozkłada światowy przemysł turystyczny na czynniki pierwsze i dochodzi do zaskakujących, a czasem wręcz przerażających wniosków.
Czytając reportaże z Tajlandii, Wietnamie, Dominikanie, czy Grand Canarii, zastanawiasz się, czy w ogóle warto było wyjeżdżać.
Zaczynasz inaczej patrzeć na natrętnych ulicznych handlarzy (tylko tak mogą zarobić na chleb), w hotelu już nie chcesz mieszkać (bo może budowali go współcześni niewolnicy), na rajską plażę już patrzeć nie możesz (tylko dla turystów, "tubylcy” wstępu nie mają), a sama myśl o polu golfowym niebezpiecznie podnosi Ci ciśnienie (tysiące litrów wody zużyte do podlewania trawy mogły trafić do ludzi, którzy rzeczywiście jej potrzebują).
Jennie Dielemans rozprawia się też z turystycznymi stereotypami. Czy naprawdę podróżujemy, by na własne oczy przekonać się jak tam NAPRAWDĘ jest? Wcale nie.
Paryż ma być romantyczny, Anglicy dżentelmeńscy, a Tajowie uśmiechnięci. Z jednej strony jak ognia unikamy tzw. turystycznych pułapek.
Z drugiej – to, czy wakacje uznamy za udane, zależy głównie od tego, czy potwierdzą się nasze wyobrażenia.
Dzisiejszy turysta chce dokładnie wiedzieć za co płaci. Dlatego w katalogach biur podróży malarskie opisy okolicy , coraz częściej są zastępowane przez konkretne informacje: liczba gwiazdek, metrów do centrum czy plaży. Bo, jak wynika z badań rynku, na wakacjach najbardziej liczy się hotel.
Może więc lepiej urlop spędzić w domu?