Na podstawie II wydania Wydawnictwo Nowy Świat
Po II wojnie Ćwierciakiewiczowa była nie do zdobycia. A może nawet na indeksie. Ze zrozumiałych powodów. W jej przepisach były raki, sandacz z rakowym masłem, pulpety ze szpiku, piekło się ćwiartkę cielęciny, perliczki, a do ciasta dodawało się kopę jaj. Na deser kasztany z bitą śmietaną albo krem z palonych migdałów.
Ćwierciakiewiczowa pisała książkę dla klasy średniej i wyższej. W trudnych, powojennych czasach była nie do przyjęcia. Odzwierciedlała status tamtej klasy i tamtych czasów. Jak można było ją dawać do czytania wtedy, kiedy w sklepach z trudem zdobywało się kotlet cienki jak opłatek, a o perliczkach czy kasztanach nikt nie słyszał?
Była nie do zaakceptowania. Przyszedł jednak czas, że w sklepach znów zapełniły się półki. A także mamy renesans polskiej, tradycyjnej kuchni, dobrego jedzenia, potraw smacznych prostych lecz także wykwintnych. Oczywiście przepisy pani Lucyny wymagają żmudnych przeliczeń funta na dekagramy czy kwaterki na litry. Jednak warto się nad nimi pochylić – są sprawdzone!
Na chłodne, jesienne dni poleca np. na 10 listopada: rosół z lanymi kluseczkami, potrawę z kaczek z kaparowym sosem i kaszką na grzybowym smaku. Jabłka smażone. Cóż – każdy zjadłby taki obiadek! A jeśli jest to niemożliwe, jak przyjemnie poczytać te przepisy i propozycje menu na cały rok! To fantastyczna lektura!