My-Key, Lublin, Czarny Tulipan, 30.10.09; Tymon & The Transistors, Lublin, Teatr Andersena, 30.10.09
Można było przypuszczać, że słuchacze otwarci na różne muzyczne gatunki i ciekawi nowego będą zmuszeni od godziny 20 chodzić od Czarnego Tulipana do Teatru Andersena i z powrotem, by choć we fragmentach zaliczyć występy wokalisty My-Key i grupy Tymon & The Transistors.
Wyglądało na to, że w związku z czasowym pokryciem się pierwszego pełnego solowego koncertu bardzo dobrego świdnicko-lubelskiego wokalisty R&B i koncertu trójmiejskiego multistylowego zespołu z premierowymi utworami, szykuje się duże zamieszanie wywoływane przez wchodzącą i wychodzącą co chwilę część publiczności.
Nic takiego się jednak nie zdarzyło. Chyba nikt – poza niżej podpisanym – nie zadał sobie trudu, by sprawdzić zarówno, jak wypadnie koncert chłopaka, który dwukrotnie, rok po roku (2008 i 2009) dotarł do finałowej piątki w ogólnopolskim konkursie Coke Live Fresh Noise, i jak zabrzmią na żywo nowe numery odlotowej kapeli lidera polskiej sceny offowej.
Co o tym zadecydowało? Brak otwartości? Niedostatek wyobraźni? Niedobór zaradności? Wygoda? Obawa przed reakcją organizatorów? Trudno stwierdzić. Ale faktem jest, że jedne z najważniejszych koncertów października, mocno promowane w mediach, nie wywołały takiego pozytywnego zamieszania, jakiego można się było spodziewać.
Dobrze, że przynajmniej każdy z koncertów był sukcesem frekwencyjnym. Oba miejsca wyglądały na prawie kompletnie zapełnione. W Czarnym Tulipanie było młodziej, bardziej familiarnie (przyszło wielu znajomych, przyjaciół i współpracowników Majkiego, np. kompozytorzy) i niezobowiązująco (to klub z sofami i stolikami ustawionymi koncentrycznie do sceny). W Andersenie było poststudencko, raczej anonimowo i trochę krępująco (to sala teatralna zastawiona rzędami krzeseł).
My-Key udowodnił, że jest nie tylko bardzo dobrym wokalistą, ale także konceptualistą z dużą wyobraźnią. Zaproponował bardzo atrakcyjny, urozmaicony program. Śpiewał do podkładów elektronicznych podawanych przez Holy Honzę i z akompaniamentem akustycznym wykonywanym przez Bartka Cabonia. Własne utwory przeplatał z coverami. Były duety, m.in. z Martą Butryn.
Tymon & The Transistors też nie pozwalali się nudzić. Zaczęli od bardzo dobrych, zabawnych i zróżnicowanych gatunkowo – od rocka przez reggae do psychedelii – numerów z przygotowywanego do wydania longplaya "Bigos Heart”. Potem wykonali bardzo dobrego covera "Ziggy Stardust” Davida Bowiego oraz garść swoich starszych kawałków.
Oba koncerty dobrze się zapowiadały, a okazały się nawet lepsze niż można się było spodziewać. Wciąż nie mogę uwierzyć, że nie znalazło się przynajmniej paru ciekawych i zdeterminowanych ludzi, by je jakoś razem zaliczyć.